PRACOWNIA Informacja prasowa 18.09.2025

Myśliwska jatka w katowickiej dzielnicy Brynów. Czy eksterminacja to jedyne rozwiązanie kwestii dzików w miastach?

dziki-miasto-adobe-stock

Mieszkańcy katowickiej dzielnicy Brynów są przerażeni polowaniem na dziki, które odbywało się wśród bloków. Nocną porą z nieoznakowanego samochodu padały strzały. Huk i kwik zabijanych dzików. Lokalna społeczność domaga się zaprzestania tego procederu i wprowadzenia alternatywnych działań. Czy takie metody w ogóle istnieją? Tak, przykładem wzorcowym jest Barcelona. 

Do redakcji Miesięcznika Dzikie Życie przyszedł mail od mieszkańców Brynowa. Opisano w nim sytuację, która miała miejsce w ich dzielnicy w nocy z 8 na 9 września br.:

(...) w okolicach północy, przed naszymi oknami mordowano zwierzęta. Po ulicy jeździł nieoznakowany samochód, z którego oddawano strzały z broni palnej w kierunku dzików. Zawiadomiliśmy policję, która przyjechała po około 15 minutach. Po przyjeździe patrolu udałem się na miejsce. Okazało się, że strzały oddawał łowczy zatrudniony przez miasto. Widać było, że panowie się znają, gdy podszedłem śmiali się w najlepsze stojąc przy martwych zwierzętach. Nie koloryzując – po zapytaniu o legalność polowania dosłownie kilka metrów od zabudowań zostałem wyśmiany.

Obecnie zbierane są podpisy pod petycją, w której lokalna społeczność domaga się zaprzestania polowań – zarówno w trosce „o bezpieczeństwo mieszkańców, jak i dobro dzikiej przyrody”. Padają też inne postulaty, m. in. wprowadzenia programu monitorowania obecności dzików w obrębie osiedla, wdrożenia działań edukacyjnych dotyczących odpowiedniego gospodarowania odpadami czy zakazu dokarmiania dzików.

Nie jest to odosobniony przypadek. Pod koniec zeszłego roku na boisku szkolnym w Gdańsku, w obecności dzieci myśliwy zabił osiem dzików. Mężczyzna, który chciał po prostu otworzyć dzikom furtkę prowadzącą do graniczącego z boiskiem lasu został wyproszony przez straż miejską. Mieszkańcy mówią o traumie po tym wydarzeniu. Podkreślają, że zwierzęta nie powodowały żadnych szkód, nie były niebezpieczne, wystarczyło zachować odpowiednią odległość.

W 2021 roku, na terenie całej Unii Europejskiej wprowadzono zakaz odławiania i przemieszczania zwierząt z rodziny świniowatych. Powód? Walka z Afrykańskim Pomorem Świń (ASF).

Tymczasem Barcelona odniosła sukces bez zabijania dzików, choć jeszcze w 2016 r. incydentów z udziałem dzików odnotowano w stolicy Katalonii prawie 2 tys., w tym: dziki ryjące trawnik, dziki w śmietnikach, dziki atakujące psy, dziki plądrujące karmniki dla kotów, dziki blokujące ruch uliczny, powodujące wypadki, niszczące mienie.

Władze jednak nie zdecydowały się na odstrzał, lecz na działania kompleksowe:

  • zatrudniono naukowców, 
  • w całym mieście zastosowano nieprzewracalne kosze na śmieci, a odpadami zarządza się tak, by nigdzie nie zalegały;
  • wprowadzono planowanie przestrzenne wykluczujące dziki - przycinanie zieleni tam, gdzie dziki są niepożądane (suche, nasłonecznione miejsca będą dla dzików nie przyjazne);
  • wprowadzono działania edukacyjne i informacyjne dla mieszkańców;
  • zaobserwowowano, że miejsca dokarmiania kotów przyciągają dziki, nie przestano dokarmiać kotów, ale zaprojektowano specjalne pojemniki tylko dla kotów.

Efekt? Liczba sytuacji konfliktowych z dzikami spadła o 70%. W tym samym czasie w Berlinie, który odstrzelił kilka tysięcy dzików sytuacja niemal się nie zmieniła.

W Polsce pilotażowy program „Nieśmiercionośne metody na rzecz zapobiegania sytuacjom konfliktowym związanym z obecnością dzików na terenie miast” prowadzi Biuro Urbanistyki Wielogatunkowej z Warszawy. Zaangażowani są przyrodnicy, urbaniści, architektki krajobrazu i prawnicy. Program aktualnie realizowany jest we współpracy z Gdynią. Wstępne zainteresowanie wyraziły także inne miasta.

W Polsce stosuje się odstrzał zamiast myślenia. Stwarza to sytuacje bardziej niebezpieczne niż sama obecność dzików. Ile razy słyszeliśmy już o tym, że myśliwy pomylił człowieka z dzikiem? Zamiast napełniać kieszenie myśliwym, można wprowadzić skuteczniejsze metody z poszanowaniem ludzi i przyrody 

– komentuje Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.