PRACOWNIA 11.11.2023

Leśnicy, lasy i ludzie. Zrozumieć system

Zenon Kruczyński
Zenon-Kruczynski
Wagony-z-drewnem-z-gor-na-polnoc-Polski-Fot.Archiwum

Zapraszamy do lektury do obszernego artykułu Zenona Kruczyńskiego. Odpowiada w nim na pytania: W jaki sposób Lasy Państwowe zagarnęły jedną czwartą Polski i co z tym zrobić? Czyje są polskie lasy? Kto w lasach pracuje, a kto rzeczywiście na tym zarabia? Dlaczego zawołanie: „Pojedziemy na łów, towarzyszu mój!” wciąż jest tak ważne? Czy politycy są w stanie uzdrowić tę sytuację?

***

Jak to się stało, że ¼ naszego kraju znalazła się w kolonialnej zależności? Przychodzi na myśl niesławna korporacja o nazwie Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska, która w XVII wieku za pomocą własnej armii zawładnęła Indiami, wtedy jednym z najbogatszych rejonów świata. Po prawie 300 latach korporacja ta pozostawiła ów obszar wyeksploatowany do cna, w nędzy. Podobne zubożenie może spotkać wycinane coraz szybciej polskie lasy.

Społeczeństwu pozostaje posępny widok zrębów, młodych nasadzeń, zagajników i drągowin posadzonych w rządek. Te piękne lasy z dużymi drzewami, które jeszcze nam pozostały, ujęte są w złowieszczym Planie Urządzenia Lasu (PUL) i ich los na razie jest przesądzony. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w sprawie C-432/21 w marcu 2023 roku orzekł, że polskie przepisy wykluczające możliwość zaskarżania przed sądem PUL-i naruszają prawo Unii Europejskiej. Jeszcze działający lecz już ustępujący rząd natychmiast zapowiedział ignorowanie (sic!) wyroku tego najważniejszego sądu w Unii Europejskiej, w którym orzeka 27 sędziów ze wszystkich krajów Unii. Leśnicy twierdzą, że PUL jest wewnętrznym dokumentem Lasów Państwowych i w związku z tym nie podlega jurysdykcji żadnych sądów.

Czyżby lasy w Polsce były zastrzeżoną własnością ludzi w zielonych mundurach?

Wiele na to wskazuje, że właśnie w takiej sytuacji znalazły się polskie lasy, a wraz z nimi my wszyscy jako obywatele. Staliśmy się ofiarą kolonializmu rozumianego jako „Utrzymywanie w zależności politycznej i ekonomicznej jakichś obszarów Ziemi oraz eksploatowanie ich zasobów ludzkich i surowcowych”. Spróbujmy opisać ten fatalny fenomen w którym to ¼ naszego kraju stała się kolonią kompanii Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe. Przyjrzyjmy się bliżej i od nieoczywistej strony zjawisku, jakim jest korporacja leśników.

Rzeczpospolita Polska powierzyła dział gospodarki państwa – gospodarkę leśną, PGL LP. Poza prawnikami niewiele osób jednak zdaje sobie sprawę z tego, że gospodarstwo budżetowe funkcjonujące pod nazwą Lasy Państwowe wraz z leśnikami nie jest właścicielem lasów, lecz jedynie zarządza powierzonym im majątkiem wspólnym dla wszystkich obywateli Rzeczypospolitej Polskiej – czyli majątkiem Skarbu Państwa.

Prawniczy konstrukt, jakim jest Skarb Państwa, został utworzony tylko po to, żeby jakoś ulokować majątek nieprywatny w systemie prawa cywilnego. To my – społeczeństwo, jesteśmy właścicielami i nadaliśmy leśnikom uprawnienia do zarządzania naszym dobrem wspólnym – w tym przypadku lasami i żyjącymi w nich zwierzętami. Podobnie dzieje się z każdą własnością przypisaną Skarbowi Państwa. Jako obywatele moglibyśmy, czy też wręcz powinniśmy wziąć na siebie odpowiedzialność i zdecydować, jak chcemy, aby narodowe dobro w postaci lasów i zamieszkujących je zwierząt były traktowane.

Wszyscy oczekujemy, że majątek narodowy, czyli z definicji wspólny wszystkim obywatelom naszego kraju, będzie traktowany z najwyższą starannością. Zarządzanie nim musi uwzględniać szeroko rozumiany interes obywateli RP. PGL LP za pośrednictwem Skarbu Państwa jest naszym zleceniobiorcą, a nam – społeczeństwu, przysługuje konstytucyjne prawo kontroli podmiotów, które gospodarują majątkiem Skarbu Państwa zgodnie z art.61 ust.1 Konstytucji RP, oraz prawo składania wniosków, skarg i petycji w interesie publicznym według art. 63 Konstytucji RP. Leśnicy, wbrew konstytucji, kwestionują nasze prawo do współdecydowania o losie lasów.

Podkreślmy – nie mają do tego żadnych podstaw konstytucyjnych i NIE SĄ właścicielami lasów.

Nadleśnictwo Dukla, wydzielenia 181-B Wycinka w lutym 2023 r. zdemolowała strefę B ochrony uzdrowiskowej Iwonicza-Zdroju, wrzesień 2023 r. Fot. Archiwum PnrWI
Nadleśnictwo Dukla, wydzielenia 181-B Wycinka w lutym 2023 r. zdemolowała strefę B ochrony uzdrowiskowej Iwonicza-Zdroju, wrzesień 2023 r. Fot. Archiwum PnrWI

Zgodnie z prawem!”

Leśnicy szukają różnych usprawiedliwień na to, co robią. Twierdzą, że działają legalnie i pozornie tak jest, jeżeli chodzi o sztywną literę prawa, zapisanego w nader problematycznej ustawie o lasach. Nie zgadzamy się na istnienie takiego typu regulacji prawnej, która de facto pozbawia obywateli wpływu na to, co dzieje się z lasami w Polsce. To nie z powietrza wziął się w Polsce społeczny, rosnący ruch oporu przeciwko leśnej korporacji. Obywatelskie poruszenie wzięło się z podstawowej niezgody na to, jak „zgodnie z prawem” traktowane jest przez leśników dobro, w ścisłym tego słowa znaczeniu – całego narodu. Dziejące się na naszych oczach globalne zdarzenia pokazują, że takie „legalne prawa” na jakie powołują się leśnicy, mogą być niebywale przewrotną, egzystencjalną pułapką. Zauważmy, że to właśnie „zgodnie z obowiązującym prawem”:

  1. Doprowadziliśmy do katastrofy klimatycznej.
  2. Bezpowrotnie ginie na Ziemi 150 gatunków dziennie, czyli 55 tys. rocznie.
  3. Zatruwamy powietrze, doprowadzając tylko w Polsce do około 50 tys. zgonów rocznie bezpośrednio spowodowanych smogiem.
  4. Podnosimy rękę na prakolebkę ludzkości – lasy naturalne, Puszczę Białowieską, Amazonię…
  5. W imię myśliwskiej rozrywki wybijamy dzikie zwierzęta. Zauważmy, że pośród wszystkich żyjących na Ziemi zwierząt, te dzikie stanowią zaledwie 4%.
  6. Świadomie zabijamy rzeki, vide Odra, strumyczki, potoki i rzeki, zamieniając je w półmartwe, wyprostowane kanały.

Żałobną wyliczankę można niestety ciągnąć dalej… „Zgodne z prawem” postępowanie polskich leśników wpisuje się w ten niszczący paradygmat oddziaływania ludzi na dosłownie całe życie na Ziemi. Może i zabrzmi to dla wielu osób zbyt podniośle, lecz dewastujemy Dom. Jest tylko jedno miejsce do życia tak dla nas jak i dla wszelkiego istnienia. I innego nie będzie. Tak właśnie jest – nie inaczej. Na Ziemi nie ma już ani jednego (!) metra kwadratowego gleby wszelkich lądów, metra sześciennego wody w oceanach czy powietrza w całej atmosferze aż do kosmicznej granicy Kármána, na których nie odcisnęłyby się nasze kłopotliwe, ludzkie ślady epoki przemysłowej.

Nie zgadzamy się na niepohamowaną eksploatację lasów, dokonywaną niby w imieniu społeczeństwa. Mamy pełnię praw aby stanowczo domagać się, by społecznie ważne, humanistyczne potrzeby mieszkańców Polski dotyczące lasów były respektowane.

Zastanówmy się, czy jako społeczność chcemy nadal akceptować istnienie hegemona, jakim jest organizacja PGL LP? Zgadzając się milcząco na ustawę o lasach w obecnej formie, w pewnym sensie stajemy się biernymi wspólnikami tego, co dzieje się z naszymi lasami. Nie musi tak być.

Złoty sztylet

Po 2017 roku, gdy broniliśmy Puszczy Białowieskiej przed wycinką, PGL LP wytoczyły aktywistom 386 procesów karnych. We wszystkich procesach, wytoczonych nam za pieniądze podatników, sądy uznały: „Niewinny, działanie w stanie wyższej konieczności”. Leśnicy ochoczo wykorzystują sądową możliwość nękania aktywistów, dziennikarzy i sowicie za to płacą wynajętym kancelariom prawnym – na to ich stać. W czasie przemocy, jaką leśnicy urządzili w Puszczy Białowieskiej w 2017 r. straż leśna z upływem czasu brutalizowała metody rozbijania blokad. Nie da się „odzobaczyć” i zapomnieć ciała aktywisty zamienionego w jeden wielki, okrutny siniak, zerwanego paznokcia i połamanego palca dziewczyny wyszarpanej z blokady przez czterech osiłków w zielonych mundurach… Minister Szyszko przyznał nagrody, a najbardziej zasłużonych odznaczył medalem „Złoty Kordelas Leśnika” – najwyższego odznaczenia jakim honoruje się pracownika LP. Zauważmy, że kordelas to nazwa sztyletu, którym myśliwy może przeszyć wciąż bijące serce lub poderżnąć szyję, aby dobić jeszcze oddychające, ciężko zranione przez siebie zwierzę.

Po wyroku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazującym wstrzymanie wycinek w Puszczy, leśniczy z Białowieży, skomentował: „Nie będzie nam jakiś sąd daleko stąd mówił, co jest dobre dla Puszczy!”. I zaślepieni swoją butą, w ochronie policji i straży leśnej, zawzięcie cięli wszystko co zaplanowali, do końca.

PGL LP zachowuje się tak, jakby zarządzane przez nich ¼ terytorium RP faktycznie nie należała do Polaków. Choćby Puszcza Białowieska w czasie wycinek została fizycznie zamknięta, postawiono słupki i bariery, a straż leśną do pilnowania jej granic ściągnięto z całego kraju. Trudno o bardziej dobitny komunikat: „Ten obszar jest nasz, leśników! Polakom, którzy są za ochroną Puszczy – od niej wara! W ogóle - wszystkim wara od lasu! A już szczególnie UE. To nie my – leśnicy podpisywaliśmy akt akcesyjny”.

Tajne/poufne!

A jak wygląda wiarygodność danych podawanych przez PGL LP? Leśnicy nie byli w stanie sprostać tej próbie. Otóż porównaliśmy odpowiedzi na dwa proste zapytania o wynagrodzenia leśników. Na interpelację nr K8INT12917 z 20.07.2017 pojawiła się odpowiedź o wysokość wynagrodzeń m.in. nadleśniczych z Puszczy Białowieskiej w 2016 roku i było to 16068,86 zł. Na kolejną interpelację nr K8INT20155, w której zostało zadane identyczne zapytanie, w odpowiedzi z 24.04.2018 podana jest informacja, że wynagrodzenie nadleśniczego w 2017 roku wynosiło 13324,94 zł. Czyżby leśnikom za wycinkę Puszczy w 2017 roku obniżono wynagrodzenia o prawie 20%?

Z kolei odpowiedź z marca 2022 roku na interpelację nr K9INT31090 w sprawie wysokości przelewów z funduszu leśnego dla nadleśnictwa Gdańsk rżnącego bezlitośnie Trójmiejski Park Krajobrazowy, wymieniała kwotę dotacji jako 5,45 mln. Natomiast na zapytanie dziennikarskie z kwietnia 2022 roku, rzecznik prasowy LP Michał Gzowski, podał wysokość dotacji za dokładnie ten sam okres czasu na 22,01 mln zł.

I w rezultacie, choć były to bardzo konkretne zapytania, otrzymaliśmy po dwie znacząco rozbieżne odpowiedzi: w przypadku wynagrodzeń o dziesiątki tysięcy, a w przypadku funduszu leśnego o wiele milionów złotych.

I jest to nie pierwszy sygnał, aby z rezerwą traktować informacje przekazywane przez tę… No właśnie, z jakiego rodzaju firmą, instytucją, korporacją, kompanią, czy może jakąś inną, wielce specyficzną organizacją mamy tu do czynienia? Nie da się zrozumieć jakiegoś zjawiska wyłącznie przy pomocy liczb, z drugiej strony wiele zjawisk staje się bardziej zrozumiałych, gdy uważniej przyjrzymy się towarzyszącym im liczbom. Zatem przypatrzmy się bliżej Lasom Państwowym przy pomocy danych.

Przyspieszony proces odprowadzania wód opadowych ze zlewni do Świętokrzyskiego Potoku spowodowany przez intensywne wycinki i drogi zrywkowe w Nadleśnictwie Rymanów, październik 2023 r. Fot. Archiwum PnrWI
Przyspieszony proces odprowadzania wód opadowych ze zlewni do Świętokrzyskiego Potoku spowodowany przez intensywne wycinki i drogi zrywkowe w Nadleśnictwie Rymanów, październik 2023 r. Fot. Archiwum PnrWI

Liczby, ludzie, przywileje i banknoty

Idol wielu leśników, nieżyjący już Jan Szyszko, określił Lasy Państwowe jako umundurowaną organizację paramilitarną. Struktura PGL LP składa się z 429 nadleśnictw po około 50 zatrudnionych, w każdym nadleśnictwie jest przeciętnie 14 leśnictw, razem daje to mniej więcej 6000 leśnictw. Według informacji zawartych w sprawozdaniu finansowo-gospodarczym za rok 2022 LP zatrudniają 25,6 tys. osób, z czego 66% to pracownicy lepiej opłacanej Służby Leśnej, a pozostałe 34% to administracja poza SL i robotnicy w liczbie 1,3 tys. Liczbę osób pracujących w terenie jako Służba Leśna można oszacować na 15 tys., pracowników biurowych jest około 10 tys. Leśnicy mają własną, tysiącosobową policję – uzbrojoną Straż Leśną.

Pracownicy Lasów Państwowych to jedna z najlepiej zarabiających grup społecznych w Polsce. W 2022 roku średnie wynagrodzenie brutto wszystkich pracowników tej instytucji wyniosło ponad 10,4 tys. zł brutto. Dla porównania przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej w tym samym roku wyniosło 6,3 tys. zł.

Wysokie zarobki pracowników LP najjaskrawiej widać w przypadku najwyżej postawionych leśników. Dyrektor generalny LP w 2022 roku zainkasował 514 tys. zł i kolejne 11 tys. zł jako dietę radnego (o metodach politycznych leśników piszemy poniżej). Łącznie daje to 525 tys. zł, czyli 42,8 tys. zł/miesiąc. To więcej niż minister środowiska czy obecny premier. Nadleśniczy, których w Polsce mamy 429, zarabiają w granicach 20 tys. brutto, zastępcy nadleśniczych niewiele mniej... Regionalny dyrektor LP z Radomia, w 2021 roku zainkasował 372 tys. zł na umowie o pracę, do tego jeszcze nieco ponad 22 tys. zł z diet radnego powiatu białobrzeskiego oraz kolejne 39 tys. zł z innego tytułu. Kolejne 66,5 tys. zł uzyskał jako członek rady nadzorczej BOŚ Banku. Nadleśniczy w nadleśnictwie Zwierzyniec w 2021 roku wykazał, że zarobił 257,6 tys. zł, do tego dieta radnego prawie 25 tys. zł. Łącznie daje to ponad 282,6 tys. zł zainkasowane w rok, czyli 23,6 tys. zł/miesiąc. Nie znajdujemy uzasadnienia dla tak wysokich zarobków leśników. A to nie koniec korzyści.

Według układu zbiorowego pracownicy LP, a przede wszystkim Służby Leśnej, mogą liczyć na szereg przywilejów m.in. w postaci bezpłatnego domu czy mieszkania remontowanego na koszt firmy, płatnego półrocznego urlopu dla poratowania zdrowia, jeżeli przepracowali choćby trzy lata, płatnego urlopu przeznaczonego na pobyt w sanatorium, odprawy w wysokości sześciokrotnej pensji po 20 latach pracy, posiłków profilaktycznych, 30 m3 drewna rocznie lub jego ekwiwalentu pieniężnego, bezpłatnego użytkowania gruntów ornych, sadów, ogrodów i pastwisk należących do LP. Koszty z tego tytułu pokrywa pracodawca, czyli Skarb Państwa, czyli de facto społeczeństwo. Pracownicy wykonujący zadania służbowe w terenie, mogą korzystać z pomocy udzielonej przez pracodawcę, na przykład na zakup prywatnych samochodów. Przewidziane są nagrody jubileuszowe po 15 latach pracy i po każdych kolejnych pięciu latach, sowite odprawy pieniężne przy przechodzeniu na emeryturę – nadleśniczemu po 20 latach pracy wyszłoby około 150 tys. zł.

Do cennych profitów można dodać przejmowanie atrakcyjnych działek i innych nieruchomości, jak to się zadziało w przypadku byłego dyr. gen. PGL LP Andrzeja Koniecznego, który kupił dom wyceniony na 188 tys. zł za 9,4 tys. zł, czyli za 1/3 jego miesięcznej pensji. Posiadłość, w myśl art. 40a ustawy o lasach, musiała najpierw zostać uznana za „nieprzydatną Lasom Państwowym”. Oczywiście nie podaje się do wiadomości publicznej, jakie okoliczności zostały wzięte pod uwagę, przy uznawaniu „nieprzydatności”. To jest jedna z niepisanych zasad działania tej korporacji – co się tylko da, staje się nieujawnialnym, „wewnętrznym dokumentem firmy”. Regułą jest, że to nadleśniczy zostawia sobie zawieranie kontraktów, podpisywanie umów, wydawanie odstrzałów w OHZ-tach, wyznaczanie „nieprzydatnych” nieruchomości... „Sprzedaż” nieruchomości za 5% wartości jest przywilejem, którym kierują dyr. RDLP i dyr. DG LP – wszystko zależy od ich podpisu. Dopiero w maju 2022 roku dyrektor generalny powołał zespół, oczywiście wewnętrzny, który ocenia zasadność sprzedaży nieruchomości. Raport z kontroli NIK opublikowany we wrześniu 2023 roku dotyczył zbywania nieruchomości będących w posiadaniu Lasów Państwowych na rzecz pracowników, byłych pracowników oraz członków ich rodzin. W latach 2015-2022 sprzedano nieruchomości LP za równowartość 46,4 mln zł, natomiast ich rynkowa wartość wyniosła ponad 351 mln zł. Rekordzistą tych zakupów był emerytowany pracownik Lasów Państwowych, który od lipca 2015 roku do czerwca 2016 roku kupił z 95% bonifikatą siedem nieruchomości w różnych częściach kraju. W sumie w ciągu roku kupił nieruchomości za około 71 tys. zł, mimo że ich rynkowa wartość wynosiła 914,5 tys. zł. Następnie zawarł przedwstępne umowy ich sprzedaży z tą samą osobą, zaś finalnie w przypadku czterech z nich również umowy przenoszące własność. Oczywiście, jak to u leśników, „wszystko jest zgodne z prawem”. Czyżby? A limit 100 tys. zł wartości wymieniony w stosownym rozporządzeniu? Został on podwyższony w okresie od listopada 2019 roku do stycznia 2020 roku do 150 tys. zł, aby ówczesny dyrektor generalny LP Andrzej Konieczny mógł przejąć dom na syna, a potem limit został szybko przywrócony.

Ogólne kryteria kwalifikowania lokali i gruntów z budynkami mieszkalnymi jako „nieprzydatne Lasom Państwowym” są zawarte w rozporządzeniu Ministra Środowiska z 2013 roku. Status nieprzydatności takim nieruchomościom nadają oczywiście LP.

Warto tutaj wspomnieć, że Lasy Państwowe nie biorą pod uwagę wartości szacunkowej ustalanej przez rzeczoznawcę majątkowego, lecz wartość księgową netto. A przecież jest to majątek Skarbu Państwa, czyli nie można nim zarządzać wyłącznie na podstawie ustawy o lasach i wewnętrznych rozporządzeń PGL LP. Zastosowanie powinna mieć tutaj Ustawa o zasadach zarządzania mieniem państwowym z 2016 roku. Przy czym ustawa ta określa zasady zarządzania mieniem państwowym w zakresie nieuregulowanym w przepisach ustawy o lasach (jako przepisach szczególnych). Z ustawy tej, w odniesieniu do gospodarowania nieruchomościami przez Lasy Państwowe, ma zastosowanie w zasadzie tylko kilka ogólnych przepisów o zasadach zarządzania mieniem państwowym. Odpada – dosłownie – cały rozdział regulacji prawnych dotyczących sprawowania nadzoru nad czynnościami prawnymi dotyczącymi majątku Skarbu Państwa. Dlaczego? Ano dlatego, że regulacja ta dotyczy państwowych osób prawnych. Tymczasem Lasy Państwowe, zgodnie z silnie chronioną przez lobby leśne ustawą o lasach – osobą prawną nie są. W ustawie o zasadach zarządzania mieniem państwowym zabrakło prostego sformułowania: „oraz Lasy Państwowe”. Korporacja LP według zapisów jest „państwową jednostką organizacyjną nieposiadająca osobowości prawnej”, czyli dziwnym tworem trochę podobnym do wszystkiego: przedsiębiorstwa państwowego, agencji wykonawczej, spółki…, a w sumie – do niczego. Wolnoć Tomku w swoim domku! Poza tym, jeżeli już, to w naszej opinii właściwszym byłoby przekazanie nieruchomości uznanych za „nieużyteczne” na przykład jakiejś fundacji pracującej na rzecz społeczeństwa albo po prostu bardziej potrzebującym. Ten majątek, jakby nie było Skarbu Państwa, nierzadko całkiem pokaźny, staje się majętnością prywatną na skutek niezbyt jawnego procesu uznaniowego wewnątrz LP. To jedna z tych ukrytych szuflad, które są specyficzne dla niektórych starych firm państwowych. To naprawdę gruba marchewa. Można sobie tylko wyobrazić, jakież to miłe słówka, pochlebstwa i zabiegi czynione są przez lata całe wokół decydentów, żeby przed emeryturą mieć szansę na przejęcie nieruchomości za symboliczne pieniądze. Ludzie zaprzedają się za jakieś rzeczy materialne, a przecież to łamie kręgosłupy. Jak to jest, że godzą się zapłacić aż taką cenę? Parę miesięcy temu, prywatnie mi bliski pracownik LP sugerował, żebym publicznie nie podawał mu ręki, bo ktoś z Firmy może to zauważyć, a to osłabi jego szanse na mieszkanie o które zabiega, jak to ujął, „za grosze”.

Utrzymanie tego całego uprzywilejowanego, przerośniętego personelu kosztuje. Sprawozdania finansowo-gospodarcze LP za ostatnie lata pokazują, że udział wynagrodzeń w kosztach całkowitych LP utrzymuje się na poziomie 30%.

W efekcie z wypracowanych w 2021 roku przychodów, po odjęciu kosztów wykazane zostało raptem 7% zysku. Instytucja ta w ogóle w małym stopniu dokłada się do publicznej kasy. Obligatoryjnie jest to 2% odpisu od wartości sprzedaży drewna przekazywanego przez nadleśnictwa na Rządowy Fundusz Rozwoju Dróg Samorządowych, które to drogi rozjeżdża przecież ciężki sprzęt i tiry załadowane drewnem. Obowiązkowe są też wręcz symboliczne transfery na działalność parków narodowych, rzędu 0,3% rocznych przychodów. Rosnące miliardy pochodzące ze sprzedaży drzew wyciętych w naszych lasach pozostają na kontach korporacji PGL LP, która to w stosownym momencie historycznej transformacji ustrojowej podsunęła rządowi RP rozwiązanie, że „będzie się finansować sama”. Zysk Lasów Państwowych w latach 2005-2021 wzrósł trzykrotnie. W 2022 roku Lasy Państwowe uzyskały 15,2 mld zł przychodu. Aktywiści z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot zajmujący się ochroną przyrody porównali dane o pozyskaniu drewna z lat 2018-2022. W tym czasie Lasy Państwowe oficjalnie zaraportowały do GUS pozyskanie średnio 49,1 mln m3. drewna rocznie. Natomiast według danych uznawanej za wiarygodną Wielkoobszarowej Inwentaryzacji Stanu Lasów (WISL), prowadzoną przez Biuro Urządzenia Lasu i Geodezji Leśnej, w tym samym czasie pozyskiwano 52,07 mln m3 drewna rocznie. Różnica w ciągu 5 lat to 14,8 mln m3 drewna i 2,65 mld zł. Przecież to drewno i te wielkie pieniądze nie wyparowały. O co tu chodzi?!

Ile naprawdę jest lasów w Polsce?

Na widoczne gołym okiem w całym kraju gołe zręby LP mają jeden argument: „nasadzania powojenne osiągnęły wiek rębności”. Dla leśników jest to sprawa oczywista i nienegocjowalna: takie lasy należy ściąć i zahandlować tym drewnem – to jest ich wyuczony algorytm. Według GUS powierzchnia lasów w Polsce to 29,6% powierzchni kraju. Tymczasem, aby utrzymać bieżące pozyskanie ok. 50 mln m3, LP muszą wyciąć 2% powierzchni lasu rocznie. Zręby częściowe, przerębowe, brzegowe i zręby zupełne nie odnawiają się w rok – one zabliźniają się około 5 lat, a na dodatek są często grodzone stalową siatką. Te stalowe siatki mające zabezpieczać uprawy przed jeleniami, bezlitośnie fragmentują las. Obszarów grodzonych przybywa, w związku z tym miejsca dla jeleni ubywa, jeść coś muszą i w ten sposób nasila się ich presja w nieogrodzonych częściach lasu. To jest rosnąca pułapka bez wyjścia. Żeby z niej wyjść, w krótkim czasie należałoby wszystko rozgrodzić, aby rozproszyć oddziaływanie jeleniowatych. Kto jest w stanie to zrobić? Zauważmy, że wszystkie powierzchnie pozrębowe ujmowane są w statystykach GUS jako las. Wędrując po borach napotkamy świeże lub zarastające zręby, niewysokie zagajniki lub trochę wyższe drągowiny z trudnymi do przejścia zwaliskami pozostałymi trzebieżach. Takich lasków do 20 roku życia jest w Polsce 11,5%. Czyli drzewostanów powyżej 20 lat, takich, które ludzie zaczynają postrzegać już jako las, mamy w Polsce nie 29,6% lecz 18,1% powierzchni kraju. Lasów w wieku 20-80 lat jest 10,4%. Natomiast najcenniejszych ze społecznego i przyrodniczego punktu widzenia lasów w wieku powyżej 81 lat, jest w Polsce 4,4% powierzchni kraju. Drzewa w tym wieku dopiero wchodzą w dorosłość. Takie lasy powinny pozostać nietkniętym dobrem narodowym. To są obszary zinwentaryzowane i ich granice są znane. Te lasy muszą pozostać nietknięte piłą – są dla nas równie ważne jak powietrze i woda. My, społeczność Rzeczypospolitej Polskiej potrzebujemy do życia dojrzałych lasów po których można wiele dni wędrować, w których można biwakować, zbierać grzyby czy jagody, oddychać zapachami i zachwycać się ich strzelistością. To nie są jakieś fanaberie – to jest bardzo ważna, uwarunkowana ewolucyjnie i kulturowo życiowa potrzeba człowieka. Jako ludzkość byliśmy, jesteśmy i pozostaniemy egzystencjalnie i emocjonalnie związani z lasami porastającymi Ziemię.

Ale nie tylko o nasze doznania chodzi. Zespoły ekspertów naukowych w raportach Międzyrządowego Zespołu ds. zmiany klimatu (IPCC), powołanego przez 193 państwa zrzeszone w ONZ, przedstawiły dramatyczny wpływ wycinek starszych lasów na postępującą katastrofę klimatyczną. Ostatni raport pochodzi z 20 marca 2023 roku, a sporządzony został przez 751 naukowców z kilkudziesięciu krajów i 195 reprezentantów rządów całego świata. Leśnicy „nie mogą” tego wszystkiego zobaczyć, ponieważ ich chęć zysków jest silniejsza. Chciwość, od której uczciwie mówiąc nikt kto urodził się człowiekiem nie jest całkowicie wolny, tu wygląda na cechę nie do opanowania.

Kolonializm, sahib i parias

Publikacja „Lasu Polskiego” nr 13/14 z 2017 roku pokazuje, że w państwowych gospodarstwach leśnych Unii Europejskiej około połowy zatrudnionych osób to robotnicy. W Polsce do lat 90. było podobnie – Lasy Państwowe zatrudniały dziesiątki tysięcy robotników wykonujących naprawdę ciężką pracę przy wycince czy zrywce drewna w lesie. Ze sprawozdania finansowo-gospodarczego LP za 2022 rok wynika, że obietnic robotnicy stanowią około 7% pracowników. Ludzie ci najczęściej zajmują się technicznym utrzymaniu budynków i ich czystości, utrzymaniem zieleni wokół nadleśnictw itp. Robotę w lasach zleca się firmom zewnętrznym: Zakładom Usług Leśnych, również jednoosobowym ZUL-om – pilarzom. Wycinką lasów i ich sadzeniem zajmuje się około 30 tys. zewnętrznych pracowników fizycznych. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto 72% z nich, według GUS, wyniosło w 2021 roku zaledwie 2,8 tys. zł. Tylko w ciągu ostatnich pięciu lat firmy leśne odnotowały aż 127 (!) wypadków śmiertelnych przy pozyskaniu drewna. A są to nieopisywalne tragedie tych ludzi i ich rodzin. Lecz to nie są pracownicy LP, jak to się mówi wśród leśników: „to są zule”.

I tak to braci leśnej odpadł ten cały ubrudzony smarami i nękany chorobami zawodowymi i śmierciami kłopot. Zielonawe kołnierzyki, mankiety, krawaty, pagony na klapach mundurów oznaczających szarżę, kancelarie, dyrekcje, biurka i kontrakty… Przeciętne wynagrodzenie brutto pracowników biurowych i Służbach leśnych w LP w 2022 roku wyniosło 10,4 tys. zł, czyli 165% średniej płacy w gospodarce narodowej. I tak oto przedstawiciel kompanii, sahib leśniczy, wyciska niczym gąbkę i las, i pariasów – ścierających swoje ciała na wiór przy ciężkiej robocie przy drzewie. Bezradne tolerowanie przez państwo aż takich nierówności prowadzi do zjawiska krytycznego – do poważnego rozwarstwienia społecznego.

W strukturze LP pozostawiono Zakład Transportu i Spedycji Lasów Państwowych w Giżycku – właśnie ci ludzie i ich kombajny zrębowe zostały użyte do nacechowanej przemocą wycinki Puszczy Białowieskiej w 2017 roku. Gdy prywatne ZUL-e nie są skłonne podjąć się jakiejś roboty, wysyła się tam etatowe maszyny i ludzi z Giżycka. To niezły sposób monopolisty na trzymanie w szachu niesfornych kontrahentów.

Z przytoczonego już opracowania w „Lesie Polskim” nr 13/14 z 2017 roku. wynika, że „Koszty wynagrodzeń pracowników na stanowiskach nierobotniczych na 1 ha lasu” w gospodarstwach leśnych UE wynoszą średnio rocznie 44 euro. W LP jest to 78 euro. W całej UE drożsi od leśników polskich są tylko leśnicy niemieccy: 81 euro. W Polsce mamy najdroższe drewno w Europie.

W 2020 roku eksport grubizny wzrósł do 4,6 mln m3, z tego 44% trafiło do Chin. W elektrowniach spalane jest rocznie 5 mln m3 biomasy pochodzącej z polskich lasów, w tym grubych drzew. LP oczywiście powiedzą, że niczego nie spalają ani nie eksportują. Literalnie tak jest, spalaniem drewna zajmuje się energetyka, głównie elektrownia Połaniec, a eksportem firmy handlowe, lecz jest to tylko werbalna prawda, wygodnie zdejmująca z leśników jakąkolwiek odpowiedzialność za taki stan.

Polityka

Za Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej leśnicy robili owację na stojąco sekretarzowi Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edwardowi Gierkowi, w nowych czasach Janowi Szyszce czy Tadeuszowi Rydzykowi… Chyba wręcz muszą mieć kręgosłupy z plasteliny, bo każda opcja polityczna będąca właśnie u władzy, traktuje LP jako cenny łup. A niewygodnych ludzi usuwa. Gdy w 2007 r. do władzy doszła Platforma Obywatelska, przez telefon został zwolniony dyrektor generalny LP Andrzej Matysiak. W tym samym rozdaniu przyjaciel nieżyjącego już Jana Szyszki z Tuczna, miejscowości słynącej z leżących tam włości ministra i jego „stodoły”, nadleśniczy Jan Krzyszkowski, w krótkich żołnierskich słowach został zwolniony na trzy lata przed emeryturą. Nic dziwnego, że gdy Prawo i Sprawiedliwość znowu przejął władzę, a ministrem środowiska ponownie został Jan Szyszko, w podobny sposób „oczyścił teren”. I tak to się kręci, lepiej się nie wychylać i klaskać, albo przynajmniej udawać, że przez ostatnie lata to wielbiło się pana Zbigniewa Ziobrę, wszak właśnie on przez mijające osiem lat rozdawał karty w LP. Z nowej, powyborczej sytuacji politycznej wynika, że to Polskie Stronnictwo Ludowe może przejąć Lasy. Tym bardziej, że przewodniczącą jeszcze urzędującej sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa jest prominentna posłanka PSL. Ta pani jest wiceprzewodniczącą partii ludowców, myśliwą, która mówi dla TVP Info: „Ja po prostu wiem, czym mogę nakarmić swoją rodzinę. Dziczyzna jest najzdrowszym mięsem, które nie ma antybiotyków. Mięsem, które można jeść w wielu postaciach. Wiem, co przynoszę i czym karmię swoje dzieci, i to jest odpowiedzialne żywienie. Czy odpowiedzialnym żywieniem jest chociażby kupowanie mięsa za 5 złotych z dyskontu? No nie – zaznaczyła”. I zaleca polowanie wszystkim innym. Nie zdaje sobie sprawy, że przy obecnym spożyciu mięsa w Polsce zwierzęta dzikie zostałyby wybite i zjedzone w tydzień. We wspomnianej Komisji nie tylko ona poluje – myśliwi mają tam bardzo silne wpływy. Jak i w całym sejmie – zawsze tak było. Bywały kadencje, że co szósty poseł był myśliwym. Wyobraźmy to sobie, że na korytarzu sejmowym co szósty kolega czy koleżanka z pracy jest myśliwym! Gdyby przyjąć sprawiedliwą partycypację społeczną – w Polsce 1 myśliwy przypada na około 300 obywateli – to w całym sejmie powinno być dwóch myśliwych.

Tymczasem politycy mają ogólną wiedzę przyrodniczą podobną jak myśliwi i reszta polskiego społeczeństwa – a tu jest katastrofa. W „Gazecie Wyborczej” z 23.09.2023 możemy przeczytać rozmowę z marszałkiem województwa zachodniopomorskiego, obszarze o największej lesistości w kraju. Ten człowiek, skądinąd robiący wrażenie sensownego polityka, mówi: „[…] posprzątać wiatrołomy, zalegają już któryś rok, drewno gnije, straty szacowane są na min. 20 mln zł. Fachowcy mówią, że tam jest dużo powalonego świerka w którym rozwija się kornik, i zachodzi ryzyko katastrofy ekologicznej […]”. I w ten sposób wystawił sobie świadectwo elementarnego braku wiedzy przyrodniczej. Jak z takimi kalkami w głowie ów polityk miałby rozmawiać z leśnikami? Owiną go dookoła palca w pięć minut!

I tak to się kręci w polityce… Szymon Hołownia z Polski 2050, obrońca zwierząt, serdecznie uśmiecha się na koalicyjnym zdjęciu z prominentną myśliwą z PSL.

A przyroda, czyli po prostu powietrze, woda, lasy, gleby, klimat i żywe istoty na Ziemi? Dopóki będą jacyś ludzie – będzie i polityka. Ale i ona rozpłynie się niczym mgła, gdy dla ludzi stanie się coś jeszcze gorszego z wodą, powietrzem czy klimatem…

Leśnicy „nie mogą” dostrzec, że lasy są dobrem wspólnym całej społeczności RP, ponieważ gdyby dotarło do nich, jak naprawdę postępują, miałoby to przełożenie na ich dochody. A takiej opcji nie rozpatrujemy, gdy dominującym skryptem życiowym jest zakorzeniony osąd, że im więcej pieniędzy i dóbr się zgarnie – tym lepiej. Czy aby na pewno jest to prawda? Życie naznaczone dążeniem do zysku bez umiaru i oby do jakiejkolwiek bądź władzy, zostawia za sobą jałowość i spustoszenie. Jakiż w tym sens? Wielki żal...

Leśników od tego nie mdli?

Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białystoku w 2017 roku zatrudniła kapelana myśliwych, myśliwego – księdza, który w tymże roku obrońcom Puszczy Białowieskiej pokazał się w wyjątkowo haniebnej roli. Tomasz Duszkiewicz do 2020 roku zajmował w białostockiej RDLP ciekawie nazwane „stanowisko ds. współpracy z otoczeniem regionalnym”. Ksiądz był zatrudniony w systemie telepracy i w Białymstoku bywać nie musiał.

Duszkiewicz to szara eminencja w Lasach Państwowych, pełni funkcję duszpasterza Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Warszawie. Założona przez niego fundacja Ekologiczne Forum Młodzieży wystąpiła do białostockiej dyrekcji o przekazanie pieniędzy na budowę miejsca pamięci po byłym ministrze Janie Szyszko. Ksiądz był jego bliskim znajomym, polowali razem przez lata.

Na czele wspomnianej fundacji stoi 30-letnia Marcelina Puchalska, która z ks. Duszkiewiczem zna się kilkanaście lat. Nadleśnictwa podległe Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku przelały na fundację stworzoną przez księdza Tomasza Duszkiewicza co najmniej 217,5 tys. zł. Fundacja deklaruje, że zajmuje się walką z ekoterroryzmem, ochroną łowiectwa oraz ochroną tradycji tożsamości narodowych. Organizacja otrzymała w dzierżawę od Lasów teren 0,36 ha we wsi Czerlonka, w środku Puszczy Białowieskiej, dokładnie w tym miejscu, gdzie latem 2017 roku przewaliła się dramatyczna blokada harwesterów przez aktywistów broniących Puszczy. Umowa obowiązuje do 2048 roku, a miesięczny koszt dla fundacji to 362 zł 97 gr.

Na tej działce powstaje drewniany dom, zwany „domem modlitwy” i planowany jest pomnik Jana Szyszki. Wcześniej na pomysł uhonorowania pomnikiem byłego ministra wpadli leśnicy z Małopolski. Kilka lat temu Jan Kosiorowski, kierujący wówczas RDLP w Krakowie, wraz z grupą kolegów – leśników założył Fundację „Dla Niepodległej”. Jej donatorami były oczywiście nadleśnictwa podlegające krakowskiej RDLP. Przekazały fundacji łącznie 720 tys. zł. Na postawienie figury Jana Szyszki z brązu zgodziły się władze miasta Jarocina.

Czy właściwe jest, aby leśnicy przyjaźnie ściskając się z ks. Duszkiewiczem wspomagali budowę „domu modlitwy” w Czerlonce? Czy można uwierzyć w to, że wyłącznie ze „szlachetnych pobudek ideowych” przyczyniali się do sukcesu wyborczego Suwerennej Polski? A dla szerzenia idei samorządowej opłacali pracę „swoich” radnych w leśnych gminach? Dofinansowywali budowę dróg i innej infrastruktury budowanej poza lasami „dla dobra mieszkańców”? A że takie inwestycje leżą w zadaniach samorządów gminnych – przychylność włodarzy gmin zapewniona. Znana nam fundacja prowadząca szkoły leśne dla dzieci z przyzwoitości poinformowała nadleśnictwo, że „na ich terenie odbędą się zajęcia” itd. Tego samego dnia otrzymała zwrotnego maila, że „gdyby miała jakieś potrzeby finansowe, to nadleśnictwo chętnie wesprze, proszę tylko napisać”. Szukając możliwości sfinansowania kolektora ściekowego, urzędnik gminy w Białowieży powiedział: „Czekamy na to, co nadleśnictwo nam dołoży”. Och, jak bardzo ten specyficzny rodzaj postępowania jest zakorzeniony w polityce LP! A taka przekupność z jednej strony jest demoralizująca, z drugiej zaś uzależniająca i szybko wchodzi w społeczny nawyk. Powoduje też postępującą erozję państwa prawa. Czy właściwe jest, aby pieniądze ze sprzedaży naszych lasów zasilały takie cele?

Politykowanie

Wśród leśników znane jest powiedzenie: „Ministrowie się zmieniają – leśnicy i myśliwi zostają”. Leśnicy współpracują z każdą aktualną opcją polityczną – za czasów PRL z komunistami, po 1989 roku z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, potem z Akcją Wyborczą Solidarność, PO, PiS, znowu PO-PSL, ostatnie osiem lat z Suwerenną Polską Zbigniewa Ziobry, której to Lasy Państwowe przypadły jako polityczny łup. LP dbają o wpływy polityczne w „leśnych” gminach i nader przychylnie patrzą na kandydowanie swoich pracowników do rad gmin w wyborach samorządowych. Na przykład rada gminy Białowieża jest zdominowana przez leśników. Na 15 radnych 4 z nich to byli nadleśniczowie i obecny inżynier nadzoru z nadleśnictwa Hajnówka, który jest wiceprzewodniczącym rady w tej kadencji (w poprzedniej był jej przewodniczącym). To całkowicie wystarczy by zdominować radę, ponieważ nadleśniczy, nawet były – to jest na wsi ktoś! No i ma przełożenie na ewentualne finanse LP. Dodatkowo 5 radnych, w tym aktualny przewodniczący, stoi murem za wycinką Puszczy Białowieskiej. LP wynagradzają swoich ludzi za taką aktywność. W ich układzie zbiorowym pracy znajdziemy taki akapit: „Pracownikowi, który pełni mandat radnego, w celu umożliwienia uczestnictwa w sesjach rady lub sejmiku oraz posiedzeniach komisji rady lub sejmiku, pracodawca lub organ powołujący udziela na wniosek pracownika zwolnienia z całości lub części dnia pracy z zachowaniem prawa do wynagrodzenia”. Zgodnie z ustawą pracodawca, i owszem, jest zobowiązany zwolnić radnego na czas posiedzeń rady od obowiązków zawodowych, lecz „pracownik nie zachowuje prawa do wynagrodzenia”. A tu proszę: i dieta radnego wpadnie (w 2023 roku w małych gminach 15-100 tys. mieszkańców miesięcznie 3220,50 zł) i wynagrodzenie od Firmy też. Jak miło.

Wiceprzewodnicząca PO Dorota Niedziela i posłanka Magdalena Filiks w lutym tego roku na spotkaniu klubu Koalicji Obywatelskiej w Sopocie „Jak kontrolować działania LP”, wspomniały o kwocie 65 mln zł na bilbordy, które mają powstać na terenach LP. „Gazeta Wyborcza” ujawniła okólnik, w którym dyrektor Lasów zlecił nadleśnictwom przygotowanie miejsc pod 4 tys. wielkopowierzchniowych reklam. Można przypuszczać, że miały być widoczne w tych częściach kraju, gdzie Suwerenna Polska promowała swoich posłów. Zakład Budowlano-Drogowy »Bieszczady«, należący do LP był odpowiedzialny za montaż billboardów kampanijnych. Tymczasem na firmylesne.pl z 22.10.2023 r. można przeczytać: „Grzybiarze dokonali przypadkowego odkrycia pod Poznaniem – znaleźli stalowe konstrukcje billboardów, na które przeznaczono 35,2 miliona złotych. Billboardy miały być wykorzystane w kampanii wyborczej Suwerennej Polski, a akcję koordynowała zaufana współpracowniczka dyrektora LP, dyrektorka Ośrodka Kultury Leśnej w Gołuchowie Ewa Jedlikowska. Wszystko zostało sfinansowane ze środków Funduszu Leśnego. Niestety, na rozstawienie konstrukcji billboardów brakło czasu, a grupa grzybiarzy przypadkiem odnalazła je w podpoznańskim lesie”.

Posłanki wspomniały też o „rozporządzeniu burtowym” LP, które nakazuje ładować eksportowanymi kłodami wagony jadące do portów wyłącznie do wysokości burt. Oczy nie widzą – sercu nie żal. I chyba dla zachowania tej zasady zręby wzdłuż szlaków komunikacyjnych osłonięte są kilkudziesięciometrowej szerokości strefą drzew, nazwaną przez leśników „ekotonem”. W czasie jazdy widzimy wzdłuż drogi czy torów litą ścianę lasu, który w rzeczywistości jest podziurawiony niczym szwajcarski ser.

Bezradność

Jak dotąd LP same sobie wyznaczają zasady prowadzenia gospodarki leśnej, zasady swojego wynagradzania, kontraktowania usług leśnych i zasady sprzedaży drewna. I w gruncie rzeczy same się kontrolują z prowadzenia tejże gospodarki . NIK ogranicza się do uprzejmych uwag pokontrolnych o tym, że w wielu miejscach finanse LP mogłyby być bardziej przejrzyste, z czego nic nie wynika. Zaś ministerstwo środowiska, teoretycznie nadzorujące LP, wie tyle, ile sami leśnicy zechcą im powiedzieć. Swoją drogą, kto tu kogo w rzeczywistości kontroluje, skoro w ustawie o lasach nie istnieją (!) prawne mechanizmy pozwalające robić to ministerstwu środowiska?

Brak nadzoru instytucjonalnego to jedno, lecz działania LP wymykają się także kontroli społecznej, o czym świadczy choćby wspomniany tu już brak możliwości zaskarżania PUL-i w sądach. A to właśnie na podstawie PUL-i leśnicy prowadzą wycinki w zarządzanych przez siebie lasach. Chyba nigdy dość aby przypominać: robią to na powierzchni ¼ kraju, w lasach, które są dobrem wspólnym nas wszystkich. Lecz nawet gdyby do PUL-i obywatele mieli zapytania czy zastrzeżenia lub zostaną one szkodliwie zaprojektowane, wciąż nie mamy możliwości podważenia ich w sądzie, ponieważ leśnicy trzymają się znacznie wygodniejszej dla siebie wersji o „wewnętrznym dokumencie firmy” i wbrew wyrokowi TSUE oraz potrzebom społecznym pokazują obywatelom słynny gest skoczka o tyczce.

Wygląda na to, że państwo abdykowało tu ze swojej nadrzędnej roli wobec LP. Leśnicy prowadzą własną politykę opartą z jednej strony na ołtarzu, począwszy od poziomu parafii do imperium ks. Tadeusza Rydzyka i hierarchów kościelnych wożonych karetą, z drugiej zaś strony ich polityka oparta jest na tronie, począwszy od samorządów gmin aż do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w jednej osobie. W tej sytuacji na mentalnym horyzoncie leśników nie pojawia się świadomość, że są zatrudnieni przez społeczeństwo – prawnego właściciela majątku skarbu państwa jakim są lasy w Polsce.

Leśnicy mogą mówić i pisać co chcą i ile chcą – nic nie zmieni faktu, że działają niczym samowładczy właściciele, jedyni z prawami do kolonialnej, surowcowej eksploatacji drewna oraz zysków z handlu polskimi lasami. Nie mają czym się podzielić się ze społeczeństwem. W swojej zachłanności okazało się, że są zbyt ubodzy na dzielenie się – nie stać ich. Chciwość zawsze jest w biedzie. Tną nawet lasy, które absolutnie powinny być dużymi parkami miejskimi wokół Katowic, Bydgoszczy, Gdańska, Gdyni, Sopotu, Wejherowa, Kędzierzyna Koźla, Szczecina, Wrocławia… A przyjęta przez leśników narracja o niekończącej się liście zagrożeń dla lasu, z których to niebezpieczeństw tylko leśnik za pomocą wycinania i sadzenia jest w stanie uratować las, brzmi z gruntu nieuczciwie. Poza tym, z przyrodniczego punktu widzenia, jest to po prostu wierutna bzdura. Trochę wygląda to wszystko na desperackie i fatalne w skutkach dla tej grupy społecznej zaklinanie do powrotu prestiżu zawodu leśnika. Ta tęsknota jest jakoś zrozumiała, lecz postępując w taki sposób jak dotąd, można tylko pogrążyć się jeszcze bardziej. A społeczeństwo? „Też mi coś, wielcy znawcy lasu!” – powiedziane z sarkazmem tak, jakbyśmy wszyscy byli głupi w sprawach lasu. A ci naukowcy, którzy z wykształcenia są leśnikami, lecz jednak mają odmienne zdanie niż „leśna brać”, traktowani są z przekąsem: „coś im się z głowami porobiło”. O przyrodnikach już nie wspomnimy…

Przyroda, jej intrygujące moce… i korporacja

Instytut Badawczy Leśnictwa otrzymał wydzieloną, sporą powierzchnię badawczą, powstałą po przejściu huraganu w latach 80. w Puszczy Piskiej. Las Ochronny „Szast” to obiekt o powierzchni łącznej 475 ha, pozostawiony po huraganie z 4 lipca 2002 roku bez ingerencji człowieka. Na obszarze przeznaczonym do badań naukowcy monitorowali naturalną sukcesję lasu. Leśnicy, obok wydzielonych nauce powierzchni, uprawiali las zgodnie z „naukami leśnymi”. Tak to komentuje www.forest-monitor.com: „Pomysł lasu ochronnego nie spotkał się z nadmiernie gorącym przyjęciem przez leśników. Reakcja leśników jest jednak logiczna bo przecież sam fakt istnienia takiego lasu kwestionuje obecność czy sens istnienia ich zawodu”.

Tak to opisuje w „Lesie Polskim” nr. 20 z 2009 roku twórca Lasu Szast, prof. Kazimierz Rykowski: „Długookresowe obserwacje dadzą nam odpowiedzi na pytania, czy leśnictwo potrafi nadążać za tym co dzieje się w przyrodzie, czy nie burzy trwałości układu jakim jest las, lub nie przeszkadza w tworzeniu takiego układu a jednocześnie czy nie trwoni pieniędzy skoro możliwe jest niskonakładowe zagospodarowanie lasu bazujące na procesach naturalnych”.

Jest to konkluzja rewolucyjna, bo wymagająca stworzenia zupełnie nowego modelu leśnictwa i nowego typu leśnika, tego obserwującego przyrodę i nie wyrzucającego pieniędzy na niepotrzebne prace. Co oznacza m.in. radykalne cięcia w administracji LP bo przecież do obserwacji przyrody wystarczy jeden czy kilku leśników na 20 tysięcy ha, dysponujących samochodami i dronami […]”.

Paweł Pawlaczyk z Klubu Przyrodników w rocznicę nawałnicy w Puszczy Piskiej opublikował pracę naukową zatytułowaną „Funkcje przyrodnicze lasu po wielkoskalowych zaburzeniach. Przegląd literatury – przyczynek do wyboru strategii postępowania”. Pisze w niej: „[…] Tam, gdzie pozostawiono połamane przez wiatr drzewa i pozwolono na regenerację ekosystemu na drodze naturalnych procesów, odnowienia są […] zdrowsze i lepiej zmikoryzowane, zróżnicowane wiekowo i przestrzennie, o bardziej zróżnicowanym składzie”.

Las Szast pozostawiony do naturalnej sukcesji okazał się bogatszy i ze zrównoważoną bioróżnorodnością. Ten las miał zaledwie około 15 lat – to było jeszcze leśne przedszkole, i to w grupie młodszaków. Jak tenże las będzie wyglądał gdy będzie młodym dorosłym, czyli gdzieś w wieku 80 lat liczonych według ludzkiego kalendarza? Prawie pewne jest, że będzie jak w innych lasach pozostawionych do naturalnej egzystencji.

Pewne porównanie można zrobić opierając się na wyjątkowo badanej przez naukę Puszczy Białowieskiej. Nauka bada i 17% powierzchni która jest parkiem narodowym, jak i pozostałe 83%, które jest zarządzane przez leśników.

Tu warto przywołać wyniki finansowe puszczańskich nadleśnictw – ekonomia pozyskania drewna urąga zdrowemu rozsądkowi. Eksploatacja lasów Puszczy jest strukturalnie nierentowna, chyba że dojdzie to zrębów w najstarszych drzewostanach Puszczy. Kilkusetletnie dęby z Puszczy Białowieskiej – jakaż to gratka dla handlowców! Trzy puszczańskie nadleśnictwa, mające razem około 150 etatów, utrzymywane są z dotacji funduszu leśnego. Tylko w latach 2005-2017 otrzymały 157 mln 553 tys. zł dotacji i rok w rok dotowane są do dzisiaj.

Lecz zawróćmy z tej niezdrowej ekonomii i spójrzmy na przyrodę widzianą przez soczewkę nauki. W opublikowanej w 2022 roku pracy Instytutu Badawczego Leśnictwa, średnia zasobność drzewostanów w Puszczy Białowieskiej na obszarach chronionych rezerwatami wynosiła 384 m3/ha. Natomiast w lesie gospodarczym, zarządzanym przez LP, wynosiła 334 m3/ha. Z porównania zasobów drzewnych w rezerwatach oraz lesie gospodarczym wynika, że na obszarze pozostawionym do naturalnej sukcesji zasoby drzewne są o 13% większe. Tymczasem średni zasób drewna w polskich lasach gospodarczych to 269 m3/ha. Stawiamy przyrodniczą tezę, że zasobność drzewostanów w RP, na każdym siedlisku leśnym gdyby pozostawić je do naturalnej sukcesji, podobnie jak w Lesie Szast, byłaby większa o około 13% i wynosiłaby średnio 304 m3/ha.

Dla uzupełnienia dodajmy, że zasoby drzewne nietkniętego Rezerwatu Ścisłego w Puszczy Białowieskiej wynoszą 446±38 m3/ha. Tak przy okazji, las ten jest bardzo stabilny i odporny na zaburzenia (S. Miścicki / Leśne Prace Badawcze, 2016).

Nauka nie zostawiła tu pola do dyskusji. Jaka jest reakcja leśników? „No co ty, naprawdę tak może być?”. I leśni, żyjący w swoim jednostajnym paradygmacie, wracają na zrąb: „…ściąć-sprzedać-posadzić-wyhodować-ściąć-sprzedać…”. Oraz „wycinać dla zachowania trwałości lasu”, „przebudowywać las” i „walczyć z kornikiem”, stosować wielkoobszarowe opryski pestycydami z samolotów aby „pomóc przyrodzie”. Przecież już od studiów muszą wiedzieć, że Polska leży w pasie klimatycznym w którym prawie każda powierzchnia pozostawiona bez koszenia zarośnie naturalnym lasem. A może jednak nie wiedzą… A może to niewygodna i zbyt zniuansowana wiedza? Jeden z autorów był świadkiem wycięcia do gołej ziemi imponującego, naturalnego sosnowego odnowienia porosłego na sporym ugorze, następnie wyrycia rządków w ziemi i posadzenia z powrotem sosenek. To, co po latach urosło, miało się tak do usuniętego naturalnego lasu, jak dorodny borowik do cherlawej pieczarki z supermarketu.

Intelektualny ojciec wizji płaskiej ziemi, inżynier Mamoń w kultowym „Rejsie”, ujął to tak: „Proszę pana, ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Po prostu. No…, to…, poprzez…, no, reminiscencję. No jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę?”.

Wspomniany już prof. Kazimierz Rykowski z IBL-u, autor książki wydanej w 2012 r. pt. „Huragan w lasach – klęska czy zakłócenie rozwoju?”, ujmując to w bardzo oględne słowa, pisał: „Pogląd o naturalności zakłóceń w rozwoju lasu w wyniku oddziaływania gwałtownych wiatrów czy pożaru, o uruchamianiu niezbędnych do ewolucji przyrody procesów adaptacji i tworzeniu w ten sposób struktur biologicznie bogatszych, lepiej przystosowanych, bardziej odpornych, jest odosobniony i niepopularny. Nie zawsze znajduje zrozumienie nie tylko u zarządców i właścicieli lasów, czy szerokiej publiczności, ale również u przedstawicieli nauk leśnych”.

Można było to napisać dosadniej, bardziej wprost, ale cóż, Instytut Badawczy Leśnictwa jest de facto placówką PGL LP. Aktualny dyrektor IBL-u, z tytułem profesora, w 2017 roku w sprawie wycinek w Puszczy Białowieskiej, publicznie stał po stronie ówczesnego ministra środowiska Jana Szyszki.

Wysiłki w LP skupiono na obronie „wyższości leśnictwa nad ochroną przyrody”. Służy temu zarządzanie przez strach, milcząca zgoda, autocenzura dyskusji i samodzielnych opinii, konformizm i „konfitury” oraz polityka w tym jej wymiarze, która budzi mdłości…

Pojedziemy na łów, towarzyszu mój

Zajmijmy się teraz leśnikami jako wielkimi miłośnikami polowań. Jeżeli komuś w tym momencie przemknęła myśl, że „jest to prywatne hobby i że to nie ma związku z ich firmą”, to po zajrzeniu pod tę niezbyt jawną materię, być może zmieni zdanie. Pochylmy się porządniej nad leśnikami jako myśliwymi, ponieważ bez opisania tego zjawiska w LP, niemożliwe jest zrozumienie stalowej, niewidzialnej siatki powiązań spajających kompanię „leśnej braci”.

Na początek zauważmy, że z 15 tysięcy leśników pracujących jako Służba Leśna – większość poluje. Natomiast ta część SL i administracji, która nie para się łowiectwem, milczy solidarnie i na głucho w sprawie makabrycznego hobby swoich kolegów z pracy i szefów. Naprawdę nie od rzeczy będzie tu wspomnieć, że w historycznych czasach, gdy zwierzęta w ówczesnej Polsce były własnością króla i arystokracji, o komfort polowań dbały odpowiednie służby etatowych łowczych i osoczników utrzymywane na wioskach. Trochę podobnie jest teraz na terenach łowieckich Lasów Państwowych, zwanych Ośrodkami Hodowli Zwierzyny (OHZ). Myśliwskie terytoria leśników zarządzane są przez LP (król), zwierzęta tam żyjące są własnością skarbu państwa (własność LP- króla), leśnicy etatowo zajmujący się gospodarką łowiecką (oficjalny etat: „leśniczy ds. łowieckich”) zabijają jako urzędnicy zatrudnieni na hojnie opłacanych posadach państwowej(?) korporacji LP (historyczni łowczy, gajowi, osocznicy). Jak sami mówią, wykonują obowiązki służbowe, polowanie to ich praca. I żeby nikt w tej krwawej robocie im nie przeszkadzał, najlepiej byłoby zabronić wstępu do lasu! Podobnie, jak zabrania się wstępu do rzeźni. W sezonie łowieckim 2022/2023 myśliwi w Polsce, w tym leśnicy-myśliwi, zastrzelili ponad 750 000 zwierząt leśnych i polnych: danieli, saren, jeleni, dzików, muflonów, lisów, zajęcy, kun leśnych i domowych, tchórzy, bażantów, kuropatw, łysek, gęsi gęgawych, białoczelnych i zbożowych, kaczek krzyżówek, cyraneczek, głowienek i czernic, gołębi grzywaczy, słonek i jarząbków. Kto z nas spotkał w lesie tego rzadkiego ptaka?

Spośród 432 000 dużych zwierząt zastrzelonych w sezonie łowieckim 2022/2023, według szacunków samych myśliwych, około 25% jest najpierw zraniona myśliwską kulą, następnie urządzany jest pościg za rannym zwierzęciem, w czasie którego jest ono dobijane kolejnymi strzałami. Całkiem często zwierzę umknie psom i uzbrojonym ludziom i umrze zaszyte gdzieś w swoim leśnym domu. Białawe kości zwierząt, które całkiem często spotykamy w czasie grzybobrania, są szczątkami właśnie tych istot, niezbyt celnie trafionych myśliwską kulą. Myśliwy-leśnik wie z doświadczenia, że tak właśnie jest, nie inaczej.

Zakaz!

Zauważmy, że jako obywatele RP względnie swobodnie i na osobistą odpowiedzialność korzystamy z dóbr natury – z gór, plaż, kąpieli w morzu, jeziorze czy rzece. Lecz gdy wchodzimy do lasu, za nasze bezpieczeństwo odpowiada leśnik! Według obecnego stanu prawnego w RP – naprawdę tak jest. Zaproponowaliśmy przeprowadzenie prostej nowelizacji, aby zdjąć tę chorą nadodpowiedzialność z leśników. Usłyszeliśmy, jakże skromne, że „my jesteśmy tylko urzędnikami, wykonujemy polecenia, nie jesteśmy politykami”.

- O co tu chodzi?! – nie mogliśmy zrozumieć.

Aż przyszło olśnienie! Leśnicy mogą zamykać las, choćby tak, jak to zrobili w pandemii czy wcześniej w 2017 roku w Puszczy Białowieskiej. Można zabronić ludziom wstępu do lasu! Któż z „leśnej braci” chciałby zrezygnować z takich wspaniałych możliwości „zapewniania bezpieczeństwa obywatelom”? Jeżeli myślimy, że jest to martwy przepis, to bardzo ryzykujemy – dobitnych przykładów jest dość.

A sarny, jelenie czy dziki, które czasami spotykamy w lesie? Po takim spotkaniu człowiek czuje się wspaniale, jest w tym jakiś dar…

Tymczasem leśnicy argumentują, że wycinają drzewa „na rzecz zachowania ciągłości lasu”, a dla „dobra przyrody” zabijają zwierzęta. Lecz pomyślmy, czy można zrobić cokolwiek dobrego dla przyrody przy pomocy broni palnej o dużej sile rażenia, pił spalinowych i harwesterów zdolnych do totalnej demolki w lesie?

Jak by tu fajnie pomyśleć?...

W Polsce, kilkadziesiąt lat temu, ówczesna polująca wierchuszka rządowa i partyjna do spółki z leśnikami wykoncypowali sobie, że świetnie byłoby polować wyłącznie we własnym, zaufanym towarzystwie. W 1959 roku utworzone zostały tak zwane „łowieckie obwody wyłączone LP”. W środowisku zwykłych myśliwych mówiono o nich po prostu: „obwody rządowe”. Władcy PRL zachowali się wtedy iście po królewsku. Tworząc początki dzisiejszych „Ośrodków Hodowli Zwierzyny”, OHZ-ów, LP zaanektowały najcenniejsze obszary dla siebie: na Warmii i Mazurach, na Kaszubach, w Bieszczadach, w Puszczy Białowieskiej, Augustowskiej, Drawskiej, Piskiej, Noteckiej, w Borach Tucholskich, terenach w Wielkopolsce, nad Bałtykiem... Wszędzie! Takie nazwy jak Arłamów, Łańsk, Muczne czy Białowieża stały się symbolem niedostępności i tajemniczego luksusu. Całkowicie egzotycznego dla ludzi żyjących w naprawdę ubogich czasach PRL-u. Cały obszar Arłamowa i Łańska był ogrodzony. To ostatnie miejsce jeszcze do 2000 roku było pilnowane przez wojsko, po którym został kryty eternitem budynek koszarowy. Bywał tu na polowaniach Nikita Chruszczow, Leonid Breżniew, Erich Honecker, Josip Broz Tito, Fidel Castro, król Belgii, prezydent Francji, szach Iranu, Chou En Lai i pomniejsi towarzysze. Współcześnie, móc być „zaproszonym na łowy” – nadal bywa bardzo docenianym prezentem.

Oprócz tego, leśnicy handlują możliwością zastrzelenia jakiegoś zwierzęcia w „ich” obwodach i reklamują te komercyjne polowania. Autor ma w pamięci film zachęcający myśliwych do kupowania polowań w OHZ-tach LP. Ujęcia mające zachęcić klientów pokazywały myśliwego strzelającego do porykującego jelenia-byka, do sarny – koziołka… Także sceny z polowania zbiorowego, a w nich strzał do ratującego życie ucieczką niedużego dziczka. Publicznie, i jak się okazało nieostrożnie, film ten został skomentowany: „W czasie rykowiska jeleń-byk został postrzelony w brzuch, ratujący życie ucieczką mały dziczek był trafiony w tył ciała”… Po trzech dniach chcieliśmy zabezpieczyć ten film w archiwum. Ale okazało się, że film został przemontowany.

Zniknął ten byk, boleśnie kulący się po kuli przeszywającej jego brzuch i jelita.

Dziczek, który po uderzeniu kuli w tył ciała nagle stracił siły i jego tylne nogi, choć przednie ciągnęły, już nie chciały go nieść – zniknął również. Lecz te sceny zostały zamienione tylko na filmie. Wtedy, tam w lesie, wszystko potoczyło się tak, jak to w życiu łani, byka, zająca, ptaka czy dziczka zdarzyć się musi, gdy trafiają na tragiczny los i napotykają myśliwego…

Jednym z najbardziej znanych OHZ-tów był Łańsk. W tej chwili te budynki to banalny ośrodek wypoczynkowy, ale obszary leśne przecież nie zniknęły i nadal pozostały przyrodniczo cenne. Przejęło je nadleśnictwo Nowe Ramuki i eksploatuje trzy OHZ-ty na tych terenach, oznaczonych kiedyś kryptonimem W-1. Tylko w jednym sezonie łowieckim leśnicy i inni myśliwi, którzy kupili tam odstrzały, zastrzelili 1333 jeleni, dzików i saren.

Arłamów, Ośrodek Wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów PRL, miał kryptonim W-2 i podobnie jak Łańsk, był strzeżony przez wojsko. Tych miejsc w ogóle nie było na mapach turystycznych. Dla Arłamowa leśnicy z Lasów Państwowych wyznaczyli na Pogórzu Przemyskim obszar 300 km2. Cały teren ogrodzono siatką o długości 120 km i wysokości 3 m na słupach dębowych z ulokowanymi co jakiś czas przejściami dla zwierząt tak skonstruowanymi, aby zwierzaki mogły wejść na ten obszar, ale już nigdy nie mogły z niego wyjść. Taki bilet w jedną stronę, po śmierć. Obecnie Arłamów, podobnie jak Łańsk, to zwykły, większy hotel i ośrodek wypoczynkowy. A co stało się z obszarami imponujących lasów Pogórza Przemyskiego, Puszczy Karpackiej i Bieszczad? A cóż innego mogło się stać, jak nie OHZ-ty leśników? Zobaczmy te niebywałe dla znawców Bieszczad nazwy, którymi „zaopiekowali” się leśnicy-myśliwi: OHZ Baligród, Cisna, Komańcza, Lutowiska, Rymanów, Stuposiany, Ustrzyki Dolne. No i OHZ Bircza na Pogórzu Przemyskim, główny spadkobierca terenów po W-2, czyli Arłamowie.

W 1998 roku „obwody wydzielone” vel „rządowe” przemianowane zostały na Ośrodki Hodowli Zwierzyny – OHZ-ty. Dwieście sześć obwodów o powierzchni 18352 km2 przypadło leśnikom z Lasów Państwowych, pięćdziesiąt dwa obwody na obszarze 3 495 km2 poszły dla PZŁ, myśliwym z uczelni przyrodniczych (!) i instytucjom współpracującym z myśliwymi przypadło czternaście OHZ-tów na terytorium 853 km2. Dla porównania obszar całej polskiej części Puszczy Białowieskiej to 620 km2. Żeby zobaczyć z jak cennymi przyrodniczo miejscami mamy do czynienia pokażmy, że w sezonie łowieckim 2021/2022 tylko na obszarach OHZ-tów w Polsce myśliwi zastrzelili 57221 danieli, muflonów, saren, jeleni, dzików, lisów, zajęcy, bażantów i kuropatw.

W raporcie pokontrolnym NIK dotyczącym między innymi myśliwskiego funkcjonowania OHZ-tów czytamy, że PGL LP wykazały zysk 62 mln. Jest tam adnotacja, że strażnicy łowieccy, leśniczowie ds. łowieckich i transport związany z utrzymaniem łowiectwa nie były ewidencjonowane w kosztach OHZ, ponieważ jest to zgodne z przyjętą w PGL LP polityką rachunkowości i koszty te są pokrywane ze sprzedaży drewna. „Stwierdzono też przypadki nieprawidłowego ewidencjonowania przychodów lub kosztów” – takim uprzejmym eufemizmem NIK określiła księgowość kreatywną na rzecz działalności łowieckiej.

Polowanko moja miłość

Łowiectwo w LP, obok kultywowania prywatnego hobby przez leśników-myśliwych, to działalność również komercyjna. Jak już wspomnieliśmy, leśnicy sprzedają możliwość zastrzelenia jakiegoś zwierzęcia i handlują tym mięsem. Lecz jak na działalność zwaną szumnie aż „gospodarką kraju – łowiectwem”, kwoty nader skromne. I nic dziwnego, wszak tu chodzi o coś znacznie poważniejszego, niż materialny zysk – ten z handlu ściętymi drzewami całkowicie wystarcza. Tu chodzi o koszulę absolutnie najbliższą ciału – o „polowanko”.

W tej łowieckiej działalności LP bilans finansowy powinien wyjść nieco na plus, ale bez przesady, ot tyle, aby jakiejś instytucji kontrolnej nie było się do czego przyczepić. Jest to biznes wielowątkowy, w którym przeplata się to, co prywatne, z tym, co firmowe. Myśliwych trzeba zakwaterować i wyżywić. Zapewnić przewodników, naganiaczy, sforę psów, transport z lotniska i w lesie, wypreparować trofea, przygotować imprezę… Jest tu wiele miejsca na to, aby prywatnie „pożywić się” przy okazji.

Zapraszamy do małego eksperymentu i wczucia się na chwilę w sytuację, w której jesteśmy leśnikiem-myśliwym, na przykład w Puszczy Białowieskiej czy na innych unikalnych obszarach: Puszczy Karpackiej, Boreckiej, Kampinoskiej, Knyszyńskiej czy w Borach Krajeńskich.

Żeby móc to sobie lepiej uzmysłowić najpierw zobaczmy, że wbrew niektórym miłym wyobrażeniom praca leśnika to nie jest sielanka, ptaszki, zwierzątka i „och!…, ta przyroda”. Robota leśnika to hodowla, powalanie i sprzedaż kłód drzew – największych żyjących form na Ziemi. Godzina za godziną, dzień za dniem, rok za rokiem wśród wyjących pił spalinowych, w smrodzie spalin z diesli harwesterów lub benzynowych silników pił łańcuchowych, w grzmocie walących się drzew, w wyciu leśnych kombajnów terenowych (w skrócie LKT) „leśny” działa według algorytmu „…ściąć-sprzedać-posadzić-wyhodować-ściąć-sprzedać…”. A wieczorem, „dla relaksu”, spacer na ambonę z nęciskiem, niezbyt daleko od leśniczówki, aby zastrzelić jakiegoś jelenia, daniela, dzika czy sarnę i najczęściej sprzedać do skupu dziczyzny. Zawsze to jakaś gotówka wpadnie…

Wspomnieliśmy już, że większość z 15000 funkcyjnych leśników zaliczanych w LP do tzw. Służby Leśnej to myśliwi; gdy mówimy „leśnik” – myślmy „myśliwy”, a będziemy mieli obraz bardziej pełny. Już na drugim roku leśnych studiów młodzi ludzie kuszeni są łatwą możliwością przystąpienia do egzaminu na członka PZŁ. I korzystają z podsuniętej im sposobności.

Rozwińmy dalej to wyobrażenie o sobie jako o leśniku. Żyjemy w domu – leśniczówce, najczęściej położonej w starannie wybranym, ładnym miejscu wśród lasów. Wszelkie remonty, renowacje, ogrodzenia i przebudowy są na koszt LP. Inni myśliwi, czy to dewizowi, czy krajowi, przyjeżdżają z zatłoczonych miast do leśniczówki niczym do jakiejś oazy. Na polowania zjeżdżają twoi szefowie i przełożeni tych szefów. Owszem, jako leśniczy-myśliwy polujesz razem z nimi, ale też zajmujesz się obsługą innych łowczych. Do urodziwszych, bardziej bogatych łowisk zaprosić można na polowanie dyrektora departamentu, ministra, polującego prezydenta RP, komendanta tego czy tamtego, naczelnika, prokuratora… Chętnie przyjadą i dadzą się ugościć. Nawet wozić karetą i zastrzelić czterysta bażantów, niczym nieżyjący już minister środowiska wraz ze swoimi przybocznymi. Albo dwieście bażantów i na dokładkę jeszcze podstawionego żubra w OHZ-cie w Puszczy Boreckiej, jak to zrobił król Hiszpanii.

W poczuciu „zwykłych” myśliwych zarządcy OHZ-tów LP, dysponują dobrami iście królewskimi. Te dobra rozdzielane są w przemyślany sposób: część na sprzedaż, część dla siebie, część na potrzeby specjalne dla różnych person. Jakie to ostatnie stwarza możliwości można sobie jedynie wyobrazić, bo tkanka tych relacji jest misterna i niejawna. Obie strony są tu bardzo dyskretne, rzecz opiera się na wzajemnym zaufaniu.

I o to w tym całym leśnictwie-łowiectwie chodzi – o władzę, przywileje i elitarność. Współcześnie eksploatacyjny dostęp do zanikającej przecież dzikiej przyrody staje się coraz bardziej elitarny. Jest to uwarunkowany kulturowo przywilej niegdyś króla – teraz LP. Dopiero na końcu tej działalności, jakby dla dopełnienia formalności, pojawiają się pieniądze.

Leśnicy, obok zewnętrznych firm handlujących polowaniami, również sami prowadzą ten biznes. Na przykład w strukturze Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie polowania organizuje biuro „Roztocze”, w Krośnie „Bieszczady” itd. I tak jest we wszystkich RDLP w kraju. Niektóre ujawniają cenniki polowań na swoich stronach internetowych, ale większość – nie. Jeżeli chcesz szczegółów oferty, zgłoś się pod nr tel. do pana czy pani. Informacje są podawane dopiero po przejściu weryfikacji. Rozpiętość cen za trofeum z jelenia – byka od kilku do kilkunastu tysięcy zł. Wycena za postrzelenie sarny, która pomimo ran umknie: 100-150 zł. No i pozostałe koszty: noclegi, wyżywienie, transport, psy, trofea i ich preparacja. Leśnicy mają gdzie przyjmować swoich różnych gości, w tym myśliwych. Robią to w 62 kwaterach myśliwskich, 318 ośrodkach wypoczynkowych, 313 pokojach gościnnych i 45 ośrodkach szkoleniowo-wypoczynkowych.

Istnienie specyficznych obszarów lasów kryjących się pod skrótem OHZ na razie mało przebija się do społecznej świadomości. Lecz w polskim sejmie, pomimo, że jest to korporacja – krezus, jakiś czas temu leśnicy-myśliwi zainspirowali do interpelacji posłankę Sandrę Lewandowską, zwaną „miss sejmu”, i wyciągnęli rękę po publiczne pieniądze na dofinansowanie swoich OHZ-tów.

[…] „Co roku obwody te odwiedza blisko 18 tysięcy myśliwych, z czego około 30% stanowią cudzoziemcy. Jest to niewątpliwa, nieuwzględniona w korzyściach płynących z gospodarki łowieckiej, promocja polskich lasów. […].

Czy możliwe jest dodatkowe finansowe wsparcie działalności Ośrodków Hodowli Zwierzyny Lasów Państwowych, które prowadzą działalność o charakterze ponadregionalnym. […]”

Parki narodowe czy OHZ-ty?

Na obszarze Puszczy Białowieskiej istnieją trzy myśliwskie OHZ-ty: to terytoria nadleśnictw Białowieża, Hajnówka i Browsk. Czy teraz bardziej zrozumiałe staje się, dlaczego na całym obszarze Puszczy nie może powstać park narodowy? A polowania? Urząd marszałkowski w Białymstoku pod pretekstem walki z ASF zdjął wszelką ochronę dzików, a za każdego zastrzelonego dzika płacił 400 zł. Przez dwa lata w Puszczy wszędzie było słychać strzały. Leśnicy-myśliwi zastrzelili 2425 dzików – w tym lochy w wysokiej ciąży, te karmiące mlekiem swoje młode i ich warchlaki. Łowiectwo jest jednym z poważnych powodów, dla których LP przemocowo utrzymują w Puszczy Białowieskiej status lasów gospodarczych, ponieważ tylko w tego rodzaju lasach można powoływać OHZ-ty. A przecież leśnik-myśliwy kocha nad życie swoje łowisko! Z tej „miłości do przyrody” w Puszczy Białowieskiej w innym sezonie łowieckim myśliwi zastrzelili 165 jeleni, 30 saren i 1049 dzików i pięć jarząbków.

Myśleć jak góra

Czy da się kontynuować to wszystko w taki sposób? Aż tak bardzo wycinać lasy i zabijać zwierzęta? Chodzi o słynne szkody łowieckie? W sezonie łowieckim 2021/2022, podobnie jak w pozostałych, było to raptem 3,11 zł rocznie na obywatela RP. Spożycie dziczyzny? To 80 gramów rocznie na osobę – to wystarczy na jeden posiłek dla przedszkolaka, i to z grupy młodszaków.

Jako kraj nie musimy uprawiać prymitywnej ekonomii surowcowej – nie jesteśmy ani biedni, ani głodni.

I jeszcze coś...

Obecny status prawny zarządcy lasów w Polsce jest niewłaściwie uregulowany. Nie przystaje do zadań gospodarczych, funkcji środowiskowych i społecznych. Lasy Państwowe powinny być specjalistycznym przedsiębiorstwem publicznym, służbą państwową wypełniającą powierzone zadania.

Odpartyjnienie LP jest warunkiem wstępnym do uzdrawiających zmian. Lecz czy jest to możliwe? Przecież zjawisko to wręcz wrosło w tkankę LP. Najnowsze polityczne rozdanie, ze wskazaniem na PSL, będzie chciało pozamiatać po swojemu…

Związek pomiędzy społecznościami a działalnością leśną i myśliwską jest silny. Wszelkie decyzje dotyczące lasów i żyjących w nich zwierząt, powinny uwzględniać dobro wspólne i potrzeby społeczne. Teraz tak nie jest, mamy do czynienia z ciężką chorobą przewlekłą. Rolą państwa jest uzdrowić tę chorą sytuację tak, aby lasy służyły ludziom, istotom w nich żyjącym, środowisku i potrzebom gospodarczym. W Rzeczpospolitej Polskiej lasy są częścią kultury i praw zbiorowych. To dzięki lasom trwamy na Ziemi jako ludzkość czerpiąc z ich darów, technokratycznie nazywanych „usługami ekosystemowymi”. To dzięki tym „usługom ekosystemowym” mamy gleby, żywność, drewno, świeżą wodę, drewno opałowe, retencję przeciwpowodziową, kontrolę chorób, sekwestrację dwutlenku węgla, lokalną regulację klimatu, lekarstwa, możliwość rekreacji, doświadczamy ich walorów estetycznych i wartości duchowych. System, w który wciągnęła nas kompania PGL LP jest dysfunkcyjny i infekuje całe społeczeństwo.

Postępujące na Ziemi wylesianie jest faktem, to jeden z już przekroczonych dziewięciu planetarnych czynników obecnego wymierania gatunków, nazwanych przez naukę Big Killers. Nie zgadzamy się na wycinki lasów dla eksportu i spalania w elektrowniach. Te lasy muszą rosnąć nietknięte. Chcemy aby trwały dla zdrowia społeczeństwa RP oraz dla dobrostanu ludzi na całej Ziemi. Bo tak to działa. Potrzebujemy dojrzałych lasów z postępującą naturalnością.

Czas na konsylium, diagnozę i wdrożenie leczenia.

A więc napiszmy punkt po punkcie, co ma być uleczone.

  • Wstrzymać jakąkolwiek eksploatację w drzewostanach starszych niż 81 lat. Te lasy – 4,4% powierzchni kraju – mają pozostać cennym, dostępnym dla wszystkich dobrem narodu, a ich ranga będzie rosła z każdym rokiem postępującej naturalności.
  • Lasy wokół aglomeracji i miast muszą zacząć pełnić rolę dużych, naturalnych parków miejskich.
  • Należy uznać eksport drewna z terytoriów RP za niewłaściwy.
  • Pilnie zaprzestać spalania drewna w elektrowniach.
  • Lasy Państwowe powinny być specjalistycznym przedsiębiorstwem publicznym, służbą państwową wypełniającą powierzone zadania. LP nie poradziły sobie z samofinansowaniem. Leśnicy bez nadzoru państwa nie zapanowali nad dostępnymi im wielkimi sumami. To te wielkie pieniądze zapanowały nad nimi.

Chyba nie ma też możliwości, aby samych leśników ominęło pytanie o samoleczenie. Wcześniej czy później zderzą się z tą górą lodową, która już gdzieś tam czeka, już ją widać na horyzoncie jako groźne pomruki społecznego niezadowolenia.

Do rozwiązania mamy problem, jak w opisanej sytuacji uwzględnić arcyważne relacje istniejące między lasem, drewnem, energią, lokalną aktywnością ekonomiczną, zatrudnieniem, środowiskiem, klimatem, przyrodą i społecznymi potrzebami rekreacji, wypoczynku, kontemplacji piękna krajobrazu oraz życia w dobrostanie?

Jako obywatele RP stawiamy pytanie o to, czego kobiety, dzieci i mężczyźni polskiego plemienia potrzebują do dobrego życia?

  • Coraz bogatszej korporacji?
  • Czy naturalnych, bujnych lasów z dużymi drzewami rosnącymi w ciszy, bez wyjących kombajnów drzewnych i krwawej przemocy myśliwskich karabinów?

PGL Lasy Państwowe jako firma potrzebuje wypracowania świeżej wizji i nowej misji. Nowa wizja i misja korporacji leśników musi uwzględnić to, że jako ludzkość wyszliśmy z dziewiczego lasu i wciąż go potrzebujemy niczym powietrza i wody. Leśników należy przekonać do nowej filozofii lasu, przeprowadzić rzetelny program edukacyjny i uczący nowego spojrzenia. Te osoby z LP, które podejmą nowe wyzwania – będą zarządzały naszymi wspólnymi lasami. Wyrażamy też przekonanie, że jeżeli leśnicy będą zarządzać powierzonymi im lasami dla dobra wszystkich Polaków, ich dotychczasowe zarobki i przywileje nie będą budziły protestu, lecz znajdą aprobatę i uzasadnienie społeczne. Z osobami niechętnymi trzeba będzie się rozstać i pomóc w znalezieniu innej drogi zawodowej. Podobnej transformacji musi ulec kształcenie leśników od poziomu szkół średnich, poprzez studia i instytucje naukowe. Wizja lasu będącego dobrem całego narodu wymaga ważnych zmian w programach edukacyjnych. 

Pryncypia

Paradygmat kolonialnej eksploatacji polskich lasów potęguje trudne czasy na Ziemi. Dalej tak się nie da, nie pociągniemy tego. Próba utrzymania status quo poziomu życia na globalnej północy i południu kosztuje dosłownie wszystkich i wszystko – jak okiem sięgnąć. Tym kosztem jest choćby katastrofa klimatyczna, która działa niczym szybko przyrastający ciężar kamienia zawieszonego u szyi ludzkości. To jest kryzys egzystencjalny na skalę globu. Jest gorąco, a będzie goręcej. Na Ziemi nie ma już dosłownie metra kwadratowego gruntu ani metra sześciennego wody czy powietrza na którym nie odcisnęłyby się kłopotliwe, ludzkie ślady. Przeważy nas? Jeżeli Planeta ma wciąż podtrzymywać życie, konieczne jest przestawienie antropogenicznych sterów „Titanica”, którym płyniemy przez antropocen – w nową erę: w symbiocen. Jest takie powiedzenie: „Największą radością jest naprawianie błędów. Jeżeli nie naprawisz błędu – naprawi go śmierć”. George Bateson, brytyjski antropolog ujął to tak: „Główne problemy na świecie wynikają z różnicy między tym, jak działa natura, a tym, w jaki sposób ludzie myślą”. Zaś Aldo Leopold, prekursor ekologii, amerykański leśnik, napisał w tym samym duchu: „Dopóki ludzie nie nauczą się myśleć jak góra, Ziemi grozi nieuchronna zagłada”. Lecz w ślad za tą, do pewnego stopnia prawdziwą myślą Aldo, zastanówmy się, czy naprawdę jesteśmy w stanie „coś zrobić” tej właśnie planecie, nazwanej przez nas – ludzi „Ziemia”, wirującej z prędkością 1600 km/h, w kosmicznym tańcu obiegającej Słońce z prędkością 106 tys. km/godz.? Czyż nie jest tak, że wszystko co niemądrze na tej planecie wyczyniamy, niczym w jakiejś szaleńczej apoptozie, kierujemy wyłącznie przeciwko sobie? Samej planecie Ziemia nie grozi żadna zagłada – ona grozi życiu na Ziemi, z ludzkością na czele.

Może mamy jeszcze szansę, aby przysłowiowym rzutem na taśmę nauczyć się czegoś nowego i ekscytującego – chodzi o styl życia, a nie o jakąś tam wymyślną, kolejną technologię. Albert Einstein ujął to tak: „Nie da się rozwiązać jakiegoś problemu działając na poziomie, na którym on powstał”. Inaczej mówiąc, nie wyjdziemy z kryzysu przy pomocy jakiejś wymyślnej, nowej technologii – wszak to właśnie z nią pod rękę ochoczo skoczyliśmy w egzystencjalną pułapkę. Jako ludzkość dostaliśmy do ręki zbyt wielki potencjał płynący z paliw kopalnych i nie poradziliśmy sobie z tą niebywałą mocą – przerosło to nas. I nie jest to jakiś nadmiarowy katastrofizm. Jest źle, tak po prostu.

Życie pokazuje coś również polskim leśnikom, wytykanym palcami przez społeczeństwo. Można wybrać pozornie łatwiejsze rozwiązanie i pozostać wiernym strusiej zasadzie „Nie patrz w górę”. Lub wybrać trudniejsze rozwiązanie, lecz wymagające dojrzałości. Jest takie powiedzenie: „Jeżeli masz do wyboru łatwiejszą drogę i tę bardziej wymagającą, to jeżeli nie chcesz popaść w kłopoty – wybierz tę trudniejszą”.

Zenon Kruczyński, Pracownia na rzecz Wszystkich Istot

Zenon Kruczyński – publicysta i aktywista ekologiczny, autor książki „Farba znaczy krew”, współautor książek: „Śmierć zwierzęcia. Współczesne zootanatologie”, „Łowiectwo zielonym okiem” i „O jeden las za daleko”. Inicjator kampanii dla ochrony drzew miejskich i przydrożnych, powstania koalicji Niech Żyją! oraz kampanii „Rykowisko dla jeleni, nie dla myśliwych”. Zawodowo zajmuje się pracą ze stresem, nauczyciel mindfulness mbsr/mbct, wieloletni współpracownik Instytutu Psychoimmunologii w Warszawie. Mieszka w małej wsi na Kaszubach.

Współpraca: Augustyn Mikos, Pracownia na rzecz Wszystkich Istot
Konsultacja prawna: Kamil Syller

Fotografia główna: Wagony z drewnem przejeżdżające przez Czechowice-Dziedzice z gór na północ kraju, październik 2023 r. Archiwum Pracowni na rzecz Wszystkich Istot