DZIKIE ŻYCIE

Tolkien i świadomość „ekologiczna” społeczeństwa Zachodu

Jan Marcin Węsławski

Po co przyrodnikowi, a tym bardziej naukowcowi rozważania o literaturze pięknej? Edward O. Wilson, jedna z najwybitniejszych postaci współczesnej nauki, napisał w swojej książce „Konsyliencja” o potrzebie sięgania przez naukowców do dziedziny Sztuki – „…nauka potrzebuje artystycznej intuicji i twórczej głębi metafor”, a w innym miejscu: „idealny naukowiec pracuje jak urzędnik, pisze jak dziennikarz, ale myśli jak poeta”. Ponieważ na pograniczu mojego zawodowego zainteresowania przyrodą (funkcjonowanie ekosystemów) leżą tzw. Pokrętne Problemy Środowiskowe (Wicked Environmental Problems), gdzie zderzają się różne systemy wartości, wielokrotnie stwierdzałem, że łatwiej mi poruszać się w tej skomplikowanej sferze, jeżeli odwołuję się do ulubionych lektur – szczególnie do Johna Ronalda Reuela Tolkiena.


Trey Ratcliff, flickr.com (cc by nc sa)
Trey Ratcliff, flickr.com (cc by nc sa)

O relacjach Tolkiena z przyrodą napisano kilkadziesiąt artykułów (w tym co najmniej dwa w miesięczniku „Dzikie Życie”, w 2001 i 2003 r.) i solidną książkę wydaną w Wielkiej Brytanii w 2006 r. pod tytułem „Ents, Elves and Eriador: The Environmental Vision of J.R.R. Tolkien”. Wiele spośród wspomnianych opracowań koncentruje się na tym, co naprawdę myślał lub co chciał przekazać czytelnikom Tolkien.

Do popularnego poglądu należy teza, że Tolkien obawiał się Dzikiej Przyrody i jego ideałem była agrarna wizja nieuprzemysłowionej wsi. Zwierzęta nie odgrywają ważnej roli w opowieściach Śródziemia, dość często występujące wilki są zawsze czarnymi charakterami, nie wspominając o pająkach; ptaki z wyjątkiem orłów i drozdów też raczej służą ciemnym siłom. Ogrody, uprawna ziemia i drzewa są natomiast przedstawiane jednoznacznie pozytywnie. Tolkien sam nie lubił interpretacji swoich dzieł i doszukiwania się analogii, ukrytych znaczeń czy przenośni. Nie wiem, co myślał autor, ale mogę podzielić się tym, do czego mnie zainspirowała lektura jego książek. Śródziemie, historia jego kultur i ras, to klarowny przegląd naszych wyborów, przed którymi stajemy wobec kontaktu z Przyrodą. Wyborów, których dokonujemy łatwiej, jeżeli można je sobie zilustrować wyrazistymi przykładami z mitologii, poezji czy literatury. Książki Tolkiena miały przywrócić Europie Zachodniej zapomnianą mitologię i jej bogactwo wyobrażeń, sytuacji i wizji. Doskonale nadają się do wizualizacji naszych problemów.

Przyroda bez utopijnego sentymentalizmu

Przyroda u Tolkiena nie jest przedstawiana jako uniwersalny Raj, przyjazne schronienie czy przedmiot bezkrytycznego zachwytu. Wiele opisów – szczególnie Mrocznej Puszczy, lasu Fangorn, śnieżnych lawin, górskich przepaści czy pojedynczych stworzeń w rodzaju Starej Wierzby, pająków czy owadów na bagnach – przypomina, że w kontakcie z Dziką Przyrodą nie możemy sobie pozwolić na relaks. Nawet rozumne stworzenia, takie jak Enty czy człowiek-niedźwiedź Beorn, wymagają ostrożności i odpowiedniego podejścia. To bardzo ważne przesłanie, które współcześni entuzjaści Przyrody powinni sobie przyswoić.

Brak takiej refleksji powoduje dramatyczne wypadki, w rodzaju studentki na Spitsbergenie, która chciała pogłaskać małego białego niedźwiedzia, a ten był mniej więcej tak przyjazny jak wściekły rottweiler i po prostu ją zabił, albo kilka utonięć ludzi, którzy chcieli zrobić sobie zdjęcie w pobliżu nurkującego wieloryba. Cudowna, przepiękna i warta wszelkiego wysiłku dla jej ochrony dżungla amazońska zabije każdego nieprzygotowanego przybysza. Dzika Przyroda jest potrzebna i godna podziwu, ale jesteśmy w niej tylko ledwo tolerowanymi gośćmi.

Przyroda jako ważne odniesienie każdej z ras Śródziemia

Mordor – czyste zło

Tolkien dość wyraźnie nakreślił stosunek do świata Natury reprezentowany przez każdą odmianę rozumnych stworzeń. Orki i pokrewne im rasy zamieszkujące Mordor to najbardziej skrajne, prymitywne społeczności, oparte na agresji i zniszczeniu. Nie mają żadnego odniesienia do Przyrody jako wartości, kieruje nimi ideologia zniszczenia i władzy. To najbardziej skrajny i prymitywny stosunek do Natury – jego ilustracją we współczesności jest dzika dewastacja środowiska przez prymitywne, skorumpowane państwa w rodzaju Haiti rządzonego przez klan Papa Doc, albo koszmarna kombinacja jałowego krajobrazu, morderczego klimatu i bezwzględnej wojny w Etiopii.

Orki, krasnoludy, ludzie – ideologia prymatu techniki i efektywności

Orki na służbie Sarumana w Isengardzie, krasnoludy i część ludzi łączy u Tolkiena przywiązanie do techniki i efektywności, rozwój przemysłu i maszyn kosztem Przyrody. W odróżnieniu od tych z Mordoru, wymienione plemiona coś tworzą – Przyroda nie jest po prostu niszczona, ale służy jako surowiec, materiał do tworzenia innych wartości – np. dzieł sztuki przez krasnoludy, energii, broni czy produktów biotechnologicznych Sarumana.

Ten element dostrzegł rosyjski pisarz Kirył Yeskov, który opublikował dalszy ciąg „Władcy Pierścieni”, pisany z punktu widzenia orka – robotnika, proletariusza śródziemia, który walczy o poprawę bytu swego ludu przez dążenie do uprzemysłowienia. Przyroda służy tylko jako surowiec, który może wyzwolić lud, a na straży surowca i technologii stoją arystokratyczne elfy i czarodzieje, chcące utrzymać orki w biedzie i upokorzeniu. Ta parafraza wprost idealnie ilustruje komunistyczną ułudę, gdzie przez dziesiątki lat indoktrynowano ludzi, że dla ich dobra trzeba przyrodę ujarzmiać, maszyny przyniosą nam wolność, a straty w Naturze są nieuniknione.

Hobbici i ludzie – ideologia zrównoważonego rozwoju


Or Hilth, flickr.com (cc by nc)
Or Hilth, flickr.com (cc by nc)

Hobbici, niewątpliwie ulubiona rasa Tolkiena, a także część plemion ludzkich (Rohan), reprezentują agrarne, zrównoważone podejście do Przyrody. Zmieniają krajobraz, wypasają trzody, uprawiają pola, sadzą żywopłoty, polują, ale też potrafią doceniać piękno, które daje im oswojona przyroda – szczególnie ogrody i kwiaty.

Wiejskie, tradycyjne krajobrazy Anglii czy Włoch są powszechnie uznawane za uniwersalny obraz idyllicznej przyrody i chronione przez lokalne i unijne prawo. To bardzo popularne współcześnie podejście do ochrony przyrody zwane jest „good gardener”, czyli „dobry ogrodnik”. Zwieńczeniem trylogii Tolkiena jest zwycięstwo ogrodnika – to Sam Gamgee, którego władczyni elfów Galadriela obdarowała zaczarowaną ziemią i nasionkiem drzewa, jest ostatecznym triumfatorem. Odbudowuje z wojennych zniszczeń Shire, tworzy najpiękniejsze ogrody, a on i jego rodzina żyją długo i szczęśliwie.

Zachwycałem się trawiastymi wzgórzami ozdobionymi pojedynczymi wielkimi drzewami na Nowej Zelandii, w miejscu, gdzie kręcono do filmu sceny z Shire. Wtedy na rozstaju dróg zobaczyłem kilkumetrowej wysokości stertę wyrwanych krzaków i korzeni – efekt oczyszczania kolejnego pastwiska. Wtedy uświadomiłem sobie, że gdyby nie rolnicy i bezlitosna walka z zarastaniem pastwisk, nie byłoby widoku falujących, trawiastych wzgórz – bo nie byłoby na co patrzeć pod grubą pokrywą kolczastego buszu. Dzika Przyroda ustąpiła miejsca pięknym łąkom – pojawiła się nowa wartość, ale całkowicie zależna od opieki ludzkiej.

Elfy – ideologia trwania i ochrony

Elfy – najstarsze stworzenia w Śródziemiu, powoli odchodzące i ustępujące miejsca ludziom, reprezentują stworzenia najpełniej stopione z Przyrodą i stojące na jej straży. Potrafią żyć w miejscu nienadającym się dla ludzi, takim jak Mroczna Puszcza. Nie zmieniają Natury, nie tworzą nowego krajobrazu, tylko wykorzystują naturalne właściwości przestrzeni. Przyroda w krajach elfów jest jednak również w pewien sposób oswojona – na drzewa można wejść, mieszkać na nich, przez las prowadzą ścieżki, na rzekach są brody lub mosty. To niemal dzikość, ale możliwa do odwiedzin.

Co ciekawe, określenie Mirkwood – Mroczna Puszcza, Tolkien zaczerpnął z wczesnoskandynawskich sag opowiadających o świecie Wikingów. Mirkwood był u nich nieprzebytym lasem w okolicach naszej Wisły, a jeszcze w X w. krzyżowcy z Lubeki w czasie jednej z pierwszych wypraw przedzierali się ponad trzy miesiące do Gdańska przez nieprzebyte nadmorskie puszcze.

Podejście elfów do przyrody i ich obojętność na cudzy los przypominają trochę kraje zasobne w dobra naturalne (np. Kanada), które chroniąc dzikie obszary nie starają się nadmiernie ułatwić ludziom poruszania się, wychodząc z założenia, że skoro już ktoś gdzieś wlazł, to niech sobie sam da radę. Parę lat temu mój znajomy płynął przez dwa tygodnie canoe w stanie Manitoba, nie widząc ani jednego śladu ludzkiej działalności – powiedział mi, że czuł się wtedy raczej jako gość w kraju elfów, niż obywatel własnego kraju.

Enty – idea nienaruszalności

Pasterze drzew, drzewce, Enty i Huorny – należą bardziej do świata Przyrody niż Kultury. W Śródziemiu są strażnikami starych, pierwotnych lasów i żadne społeczności nie są im do niczego potrzebne. W pewnym stopniu Enty stały się ofiarami własnej dzikości, bo ich żony wybrały polany i skraje lasów z uprawami i w ciągu wieków wyemigrowały z dzikiego leśnego królestwa. Huorny to wprost niebezpieczne stworzenia, gotowe zabić każdego obcego wchodzącego do lasu. Podejście Entów to brak zgody na jakikolwiek kompromis czy dzielenie się zasobami – to koncepcja nienaruszonej przyrody, do której człowiek nie powinien mieć w ogóle wstępu.

Na niewielką skalę takie zamknięte dla odwiedzin sanktuaria Przyrody są tworzone, ale na pewno nie jest to popularna w społeczeństwie ani rozpowszechniona forma ochrony. Prawdopodobnie ostatnie takie wielkie miejsce to sektor puszczy amazońskiej, gdzie rząd Brazylii w latach 80. zabronił wstępu wszystkim, nawet naukowcom – żeby uchronić od kontaktu z cywilizacją ostatnie grupy Indian, którzy jeszcze nie zetknęli się z obcymi.

Świadomość zmian – przewija się w wielu miejscach książek o Śródziemiu. Elf Gildor mówi do Frodo na temat Shire: „były tu istoty przed Hobbitami, będą i po nich, wszyscy jesteśmy tylko przechodniami”. Tolkien często używał określeń podkreślających przemijanie ras, krajobrazów i kultur. Ze Śródziemia kolejno znikały smoki, enty, elfy, odchodzili czarodzieje.

Tolkien był przerażony zmianami idyllicznych krajobrazów Anglii, szybkim przeobrażaniem się wiejskich krajobrazów w przemysłowe przedmieścia. Kominy i zanieczyszczona woda, a szczególnie wycinanie starych drzew – były dla niego symbolami ginącej urody świata. Na szczęście nie było to tylko jego zmartwienie, bo już w końcu XIX w. powstał w Anglii szybko nabierający znaczenia ruch ochrony „national heritage”, m.in. starych domów wiejskich z ich ogrodami i drzewami – jedną z pionierek tego ruchu była Beatrix Potter, autorka słynnych opowiastek dla dzieci o ogrodowych zwierzętach.

Przesłanie Tolkiena

Prawdopodobnie najważniejszym przesłaniem Tolkiena w odniesieniu do Przyrody, jest idea „stewardship”, czyli opieki, odpowiedzialności za powierzone nam dobro. Co pewien czas ten motyw wraca też w dyskusjach o chrześcijańskim podejściu do Natury – czy przesłanie biblijne głosi „czyń sobie ziemię poddaną i rób co chcesz” czy też „powierzam ci w opiekę ziemię i jej mieszkańców, dbaj o nich”. Sprawa rozbija się o tłumaczenia, niejednoznaczne znaczenia dawnych słów, które są przekładane na współczesne języki. Tym niemniej, szczególnie w Europie, idea „opieki nad ogrodem Przyrody” jest bardzo silna. Opieki zapewniającej trwanie tych wartości, które powinniśmy przekazać następnym pokoleniom – to przesłanie bezpośrednio nawiązuje do hasła Greenpeace „nie odziedziczyliśmy ziemi po naszych rodzicach, pożyczyliśmy ją od naszych dzieci”.

Każdy z nas może być inny, ale niezależnie od tego, czy naszym ideałem Natury jest wiejski ogród, stary las lub porośnięte chaszczami bagna – ważne jest to, że znajdujemy w tym piękno, równowagę i to, że chcemy przekazać ten skarb naszym następcom. Strzeżmy się tylko Mordoru.

Prof. Jan Marcin Węsławski