DZIKIE ŻYCIE

Idea „zakazywania” – ochroni przyrodę czy zmarginalizuje jej obrońców?

Janusz Korbel

W lutowym numerze opublikowaliśmy blok materiałów poświęconych IV Ukraińsko-Polskiej Szkole Ochrony Przyrody, która odbyła się w Stacji Edukacji Ekologicznej w Bystrej w grudniu 2014 r. Wśród prezentowanych tekstów znalazła się Rezolucja Szkoły,która została wypracowana przez jej uczestników.

Swoją polemikę z treściami zawartymi w Rezolucji przekazał Redakcji Janusz Korbel, zaś do jego tekstu odnieśli się współorganizatorzy Szkoły – Krzysztof Wojciechowski i Iwan Parnikoza. Oba teksty publikujemy poniżej.


„Do mieszkańców ziemi hajnowskiej – apelował tzw. komitet protestacyjny w 2000 roku – Poszerzenie BPN na obszar całej Puszczy Białowieskiej oznacza: […] ograniczenie wolności dla mieszkańców poprzez zakazy poruszania się po Parku”, a dalej autorzy ulotki piszą: „[…] możesz: 1. Uciec jak najdalej stąd. 2. Zostać naukowcem. 3. Pozostać na ziemi przodków i walczyć o swoje prawa!”.

W Polsce nie ma dużych dzikich obszarów jak w Rosji czy Ameryce. Jest spora gęstość zaludnienia i infrastruktury fragmentującej krajobraz. Jest za mało parków narodowych i niektóre są za małe, bo w rezultacie zmiany Ustawy o ochronie przyrody samorządy decydują o parkach i mają prawo weta. W długim sporze z samorządowcami o utworzenie czy powiększenie parku narodowego używane bywają propagandowe chwyty mające na celu podzielić i skłócić ludzi, m.in. przedstawia się ekologów jako tych, którzy chcą zamknąć przyrodę przed „normalnymi ludźmi” i tylko sami z niej korzystać i na niej zarabiać (naukowcy). Tak mniej więcej przedstawia się argumentacja lokalnych społeczności wszędzie w Polsce. Na szczęście przez 15 lat od czasu wydania cytowanej niefortunnej ulotki, dzięki polityce parku narodowego, który poza obszarami ochrony ścisłej zezwala na zbiór grzybów, a od lokalnych mieszkańców nie wymaga opłat za wstęp na trasę turystyczną i dzięki naszym (NGO) działaniom, trochę mniej ludzi wierzy, że „ekolodzy” (nazywani czasami przez zwolenników biznesu z eksploatowania przyrody „pseudoekologami” lub „ekoterrorystami”) chcą miejscowych zamknąć w rezerwacie jak Indian, a puszczę otoczyć wysokim płotem i nikogo do niej nie wpuszczać.

Tak było do wczoraj, kiedy zostawiłem „Dzikie Życie” w jednej z lokalnych kawiarni i ludzie mogli sobie w nim przeczytać Rezolucję Ukraińsko-Polskiej Szkoły Ochrony Przyrody. Głosi ona, że zasadny jest zakaz „udostępniania w celach turystycznych, sportowych i rekreacyjnych obszarów i stref ochrony ścisłej zapowiedników, parków narodowych, rezerwatów przyrody, parków krajobrazowych na terenie Ukrainy, Polski, Białorusi i Rosji”. Termin „zapowiednik” (po polsku trzeba by napisać „obszar zakazany”, „zakazalnik”?) nie funkcjonuje w języku polskim i nie ma żadnej potrzeby go wprowadzać. Wśród wielu problemów polskich parków narodowych i w ogóle ochrony przyrody w Polsce „ochrona absolutna” wydaje się projektem „z kosmosu”, który przede wszystkim da przeciwnikom ochrony potężny argument przeciw przyrodnikom.

Wróćmy do „Rezolucji” i poglądów przedstawianych w lutowym DŻ. Grupka osób uczestniczących w tej szkole ochrony przyrody nie wpłynie oczywiście ani na politykę państwa, ani na kształt ustaw. Na pewno jednak już wpłynęła na postrzeganie „ekologów” przez lokalne społeczności, bo w miesięczniku postrzeganym jako głos środowiska dostarczyła „paliwa” naszym przeciwnikom: A nie mówiłem, gadają o turystyce jako szansie, a chcą nas zamknąć w rezerwatach, chcą ogrodzić puszczę i wpuszczać tam tylko naukowców! To się nazywa strzał w piętę i naprawdę trudno może być ludziom stąd, którzy zrezygnowali z pracy w lesie na rzecz pracy w turystyce i przestali widzieć w ochronie przyrody spisek obcych przeciwko ich życiu wytłumaczyć, że nie chcemy wyrzucić turystów z parku narodowego!

W kwestii Białowieskiego Parku Narodowego, który znam dobrze, mogę tylko powiedzieć, że jego problemem nie jest brak „zapowiednika”. Park ma strefy o różnych reżimach ochronnych, także bardzo ostrych, decyzje o nich podejmowane są w gronie specjalistów, a nie ideologicznie, a trasa turystyczna wcale nie prowadzi w głąb parku, chociaż prowadzi przez obszar ochrony ścisłej! Potencjalny wpływ turystów na przyrodę jest monitorowany i bywa, że trasa jest zamykana. Ten park na większości swojego obszaru spełnia kryteria 1b IUCN. Problemem ochrony puszczy nie są turyści; jest nim to, że park obejmuje zaledwie 16% polskiej jej części! A obejmuje tak niewiele, bo gminy nie zgadzają się na powiększenie, strasząc, że pod hasłami rozwoju turystyki ekolodzy chcą zakazać ludziom wchodzić do lasu!

Nie chcę polemizować z wieloma punktami „Rezolucji”, bo moim zdaniem jest tam zbyt wiele absurdów na krótki materiał, ale proponuję zastanowić się nad sensem i skutkami w dążeniu do ochrony przyrody takiego sformułowania:„…udostępnianie parku na potrzeby turystyki jest sprzeczne z celem zachowania różnorodności biologicznej, zasobów, tworów i składników przyrody nieożywionej i walorów krajobrazowych […]”. Tymczasem jednym z celów parków narodowych jest także udostępnianie ich turystyce, bo dzięki kontaktom z przyrodą nie gospodarowaną przez człowieka ma miejsce edukacja i rosną szeregi miłośników dzikiej przyrody, a w rezultacie – jej obrońców. Jest to też istotny aspekt pozwalający na satysfakcję ekonomiczną lokalnych społeczności (a nie mamy w Polsce wielkich, dzikich obszarów i ludzie są wszędzie). Większość parków w Polsce jest małych i bardzo małych. Nie nadają się do ideologicznych eksperymentów, nawet jeśli chodzi o ideę „ochrony absolutnej” i ideę zakazów. Ochrona ścisła wystarczy.

Miałem szczęście towarzyszyć przez wiele dni Arne Naessowi, twórcy terminu „ekologia głęboka”, i mocno zapamiętałem jego słowa, że gdyby trzeba było zabić ostatniego przedstawiciela jakiegoś gatunku, żeby uratować życie jakiegokolwiek człowieka – trzeba by go zabić! Chociaż każde życie ma wartość i nie mamy prawa stawiać siebie na szczycie piramidy życia, to cokolwiek robimy, robimy z perspektywy człowieka – uczestnika teatru życia. Bo człowiek jest nam najbliższy! Rezygnując z czegoś, też robimy to patrząc z perspektywy człowieka, a nie jakiejś oddzielnej przyrody. Nie rozumiem słów I. Parnikozy w DŻ, że ochrona absolutna służy przyrodzie wyłącznie dla niej samej. Skoro jesteśmy przyrodą, to także dla nas, tak? A my to złożona sieć społeczna i wzajemne zależności, a nie tereny imperium rosyjskiego, gdzie w roku 1908 można było ukazem carskim zrealizować każdą ideę (także idee Kożewnikowa zainspirowanego ideami niemieckimi).

Istnieje wielka potrzeba tłumaczenia sensu ochrony procesów naturalnych, a nie tylko wybranych gatunków (chociaż wilk i niedźwiedź są w krajach idei „ochrony absolutnej” nadal zabijane, a w Polsce nie) – na szczęście Puszcza Białowieska została uznana w 2014 r. za Dziedzictwo Ludzkości UNESCO właśnie według kryterium ochrony procesów naturalnych! Warto tłumaczyć, dlaczego wprowadza się na niektórych obszarach zakazy ingerencji, ale jeśli będziemy zaczynali od ideologii zakazalników to jedyny efekt może polegać na tym, że będziemy traktowani nie tylko jako ekoterroryści, ale i ekooszołomy. Tym bardziej, że mamy dobry przykład jak można pozyskiwać społeczeństwo do ochrony w sposób pozytywny, bo w krótkim czasie akcja „oddajcie parki narodowi” zebrała ćwierć miliona podpisów pod projektem zmiany ustawy, żeby było łatwiej tworzyć i powiększać parki. Również niemal wszyscy aktywiści broniący przyrody zaczynali swoje doświadczenia na drodze osobistych kontaktów z dziką przyrodą, bo nie jest zamknięta „dla niej samej”.

Na koniec warto może, poza przypomnieniem „absolutystycznej” idei zrodzonej przed stu laty w niedemokratycznej Rosji, w innych warunkach społecznych i politycznych, spojrzeć na rozwijającą się od lat w Europie inicjatywę „Dzikiej Europy” (Wild Europe), a w jej ramach „Wild Europe’s old growth forest protection strategy”, która istnieje w Parlamencie Europejskim i stwarza szansę na wypracowanie europejskiej strategii chroniącej ostatnie obszary dzikiej przyrody, z uwzględnieniem kontekstu społecznego i kulturowego.

Janusz Korbel