DZIKIE ŻYCIE

Wycinanie lasu w parku narodowym

Janusz Korbel, Remigiusz Okraska

Niedawno NIK zwróciła uwagę na fakt, że od lat w Polsce nie ma krajowej strategii ochronyImage przyrody, że w parkach narodowych nie dzieje się dobrze, a w niektórych wręcz przyroda bywa niszczona. W Dzikim Życiu staramy się wspierać dyrekcje parków narodowych w działaniach pro­przyrodniczych, jednak często dowiadujemy się o polityce resortu środowiska, która budzi naj­większy niepokój. Przykładem jest casus Drawieńskiego Parku Narodowego.
Z Drawieńskiego Parku Narodowego dochodzą niepokojące wiadomości. Wielu przyrodników odwiedzających ten Park zwraca uwagę, że bez presji środowiska ochroniarskiego Park może zginąć. Dzieją się w nim rzeczy, które niepokoją obrońców przyrody. Okolice Głuska i Drawy to kraina moich wycieczek z lat dziecinnych. Gdy w 1990 r. powstawał Drawieński Park Narodowy miałem nadzieję, że wreszcie piękno tego terenu znalazło troskliwych opiekunów. Stało się jed­nak inaczej. Po 10 latach swego istnienia Park przypomina folwark, w którym można robić, co się chce. W lasach Parku warczą piły. Pozyskanie drewna przekracza wartości w przeciętnym nadle­śnictwie - napisał do nas Grzegorz, młody student leśnictwa. W Drawieńskim PN nie realizowano w pełni zabiegów ochronnych związanych z optymalizacja stanu przyrody parku w ekosystemach leśnych. Łączny rozmiar trzebieży za okres 1997-1999 r. przyjęty w rocznych planach wykonano w 83,8%. Jednocześnie zwiększono rozmiar cięć rębnych, pozyskanie drewna w ramach tych cięć wzrosło 3-krotnie - donosi raport Najwyższej Izby Kontroli [Informacja NIK o wynikach kontroli funkcjonowania parków narodowych; www.nik.gov.pl ]. Również z innych źródeł docierają informacje, że w Parku źle się dzieje, a w najbliższej przyszłości może być jeszcze gorzej. Posta­nowiliśmy zbadać tę sprawę - wybraliśmy się dwukrotnie na teren Parku i jego okolic, telefonicz­nie próbowaliśmy zasięgnąć informacji o pojawiających się pytaniach i wątpliwościach. Oto zagrożenia Parku, jakie wyłaniają się z dokonanego rozeznania w sytuacji.


Image Położony w północno-zachodniej Polsce, rzad­ko odwiedzany przez turystów, leżący na uboczu zainteresowań opinii publicznej Drawieński Park Narodowy przez dziesięć lat funkcjonował we względnym spokoju, stanowiąc tylko ulubiony te­ren polowań warszawskich i gorzowskich promi­nentów. W dziesięć lat po jego utworzeniu Park znalazł się jednak w obliczu zagrożenia, i to ze strony tych, którzy zostali powołani do jego ochro­ny. Niektóre fakty wskazują, że Krajowy Zarząd Parków Narodowych, czyli instytucja koordynu­jąca ochronę przyrody we wszystkich parkach na­rodowych w Polsce, zamierza ratować swój budżet przez najbliższe kilka lat, zmuszając dyrekcję Par­ku do wyrębu najcenniejszych starodrzewi. Pod pozorem „przebudowy drzewostanów” wyciętych ma zostać połowa wspaniałych starodrzewi bu­kowych i sosnowych, stanowiących jeden z naj­cenniejszych elementów przyrody Parku.
 
Działalność każdego z polskich parków narodo­wych powinna być określona przez tak zwany plan ochrony. Większość polskich parków narodowych (13 z 22) takie plany już ma. Staraniem zespołu fa­chowców, plan taki powstał również w Drawieńskim Parku Narodowym. Specjaliści opracowali osiem ob­szernych operatów, dotyczących ochrony poszczegól­nych elementów przyrody parku. Na podstawie szczegółowej analizy zidentyfikowano, co w tym parku jest najcenniejsze, jakie są największe zagro­żenia dla jego przyrody i w jaki sposób można im zapobiegać.

To, co wynikło ze specjalistycznych analiz, zostało jednak zignorowane przy opracowaniu dziewiątej czę­ści planu ochrony - tzw. operatu ochrony ekosyste­mów leśnych. Operat ten sporządzono bez zwracania uwagi na cele ochrony przyrody - po to, by działania w lasach przyniosły Parkowi jak największe dochody. Dla uzasadnienia tego faktu użyto pretekstu tzw. „prze­budowy drzewostanów”, to znaczy konieczności do­stosowania do siedliska drzewostanów parku, zniekształconych wcześniej działaniami leśników. Lasy parku są rzeczywiście w dużej części zniekształcone i przebudowa niektórych ich części jest - dla dobra przyrody - naprawdę potrzebna. Tylko, że nie tych drzewostanów, w których zaplanowano zabiegi.
 
Zamiast przebudowywać lasy zniekształco­ne zamierza się wycinać najcenniejsze
 
Według danych samego Parku, na powierzchni około 20% obszaru Parku występują lasy naturalne i zbliżone doImage naturalnych. Nie wymagają one unatu­ralniania, ich drzewostany są zgodne z siedliskiem i mogą doskonale funkcjonować bez pomocy czło­wieka. Lasy niezgodne z siedliskiem, reprezentowa­ne przez ekosystemy zniekształcone i zdegenerowane przez dawną gospodarkę leśną, które są rzeczywi­stym problemem tego parku i naprawdę wymagają przebudowy, zajmują prawie dwukrotnie większy obszar. Gdy przeanalizuje się szczegółowo zabiegi, jakie zaprojektowali „leśnicy”, stwierdza się kilka­krotnie większe nasilenie cięć rębnych w grupie la­sów naturalnych (w której to grupie przebudowa nie jest konieczna), niż w lasach niezgodnych z siedli­skiem, gdzie proces przebudowy powinien być roz­poczęty jak najszybciej. Natomiast w większości zniekształconych lasów zaplanowano cięcia pielęgna­cyjne, pielęgnujące drzewostany niezgodne z siedli­skiem. W przypadku sosny „specjaliści” zaplanowali w 100 -120-letnich drzewostanach użytkowanie ręb­ne 50% spośród nich, a w przypadku drzewostanów starszych niż 120-letnie - wycięcie 61 % powierzchni drzewostanów. W przypadku buka, zaplanowano użyt­kowanie rębne 52% powierzchni drzewostanów 100 ­-120-letnich i 72% powierzchni drzewostanów starszych niż 120-letnie. Lasy bukowe należą w całości do „zgod­nych z siedliskiem”, mimo to jednak zaplanowane w nich cięcia są nadal nazywane „przebudową”.

Wyjaśnienie tego paradoksu jest proste: lasy natu­ralne w Drawieńskim Parku Narodowym to w dużej części starodrzewy, z których łatwo można uzyskać cenne sortymenty drewna. Lasy zniekształcone to drze­wostany młode i średniowiekowe, w których umiar­kowane przerzedzanie niewłaściwej siedliskowo sosny i podsadzanie właściwych dla siedliska gatunków li­ściastych nie przynosi tak dużych dochodów.
Projektowane rodzaje rębni oraz stopień nasilenia cięć niosą niebezpieczeństwo uzyskania drzewostanów o składzie zgodnym z typem fitocenozy, ale o wyrów­nanej strukturze wiekowej. Prowadzić to może do zu­bożenia różnorodności biologicznej ekosystemów leśnych Parku. Schematyzm w podejściu do sposobu planowania ochrony wycinka przyrody, którego doty­czy operat, przypomina raczej typową gospodarkę le­śną niż ochronę przyrody w parku narodowym. Przesłanki, na których autorzy oparli planowanie zabie­gów ochronnych w dużej mierze pomijają cele jakim miało służyć powołanie DPN - w tym sensie zapisy ochronne operatu są w dużej mierze niespójne z ideą ochro­ny przyrody w parku narodowym. Istotnym zagrożeniem dla wartości przyrodniczych ekosystemów leśnych jest lekceważenie faktu, iż planowane zabiegi mogą dopro­wadzić do względnego obniżenia i wyrównania wieku drzewostanów, co z kolei może zaowocować zubożeniem różnorodności biologicznej ekosystemu.

Zdaniem recenzenta, który recenzował pomysły drawieńskich „leśników”: operat, a właściwie jego część dotycząca planowania ochronnego ma niewiele wspólnego ze zrównoważonym użytkowaniem zaso­bów przyrodniczych. Sposób planowania, zakłada­jący, że w każdym fragmencie biocenozy leśnej (lub mającej stać się lasem), a nie objętej ochroną ścisłą bądź bierną należy coś zmienić ingerując sztucznie w ekosystem, jest świadectwem pewnego lekceważe­nia przyrody w Parku. Jest to operat dla towarowe­go nadleśnictwa. I to na dodatek w stylu sprzed ładnych kilku lat. Aktualnie próbuje się to robić tro­chę inaczej [z recenzji operatu leśnego].
 
Co z resztą przyrody Parku?
 
Z negatywną oceną planowanych działań wystąpili także specjaliści innych dziedzin. Zoolodzy z Lubu­skiegoImage Klubu Przyrodników, którzy na zlecenie Parku opracowywali operat ochrony fauny do tego samego planu ochrony, stwierdzili że podstawowym zagroże­niem dla fauny ekosystemów leśnych, ale także po­średnio dla ekosystemów wodnych, jest prowadzona w sposób szablonowy gospodarka leśna, nie uwzględ­niająca potrzeb ochrony przyrody i nowoczesnych trendów w tej dziedzinie, od kilku lat stosowanych po­wszechnie nawet w lasach gospodarczych.
Gospodarka zrębowa w najcenniejszych staro­drzewach bukowych prowadzona dotychczas w opar­ciu o zasady zaczerpnięte z lasów gospodarczych, powszechnie wykonywane intensywne trzebieże późne i cięcia obsiewne, eliminacja martwego, stojącego i leżącego drewna, drzew dziuplastych, wykrotów i złomów, prowadzi do ubożenia ,środowisk, utraty puszczańskiego charakteru kompleksów oraz ogra­niczania liczebności bądź eliminacji szeregu giną­cych grup i rzadkich gatunków zwierząt.
Prace leśne prowadzone przez cały rok, w tym tak­że prace zrębowe i trzebieże prowadzone późną wio­sną, wprowadzają element niepokoju w okresie rozrodu wielu wrażliwych na niepokojenie gatunków. Podobnie udostępnianie kompleksów leśnych po­przez remonty i rozbudowę sieci dróg i mostów, istot­ne z punktu widzenia ochrony przeciwpożarowej i sprawności zarządzania, jest elementem zdecydo­wanie niekorzystnym z punktu widzenia ochrony fau­ny
[z operatu ochrony fauny OPN sporządzonego przez Lubuski Klub Przyrodników].     
 
Kompromis czy kompromitacja?
 
Na szczęście plan ochrony parku narodowego nie zależy tylko od widzimisię autorów poszczególnych jego części. Projekt „operatu leśnego” okazał się oczy­wiście całkowicie sprzeczny z ustaleniami pozosta­łych ośmiu operatów planu ochrony DPN. Został on też negatywnie oceniony przez niezależnego recen­zenta. Negatywnie na jego temat wypowiedzieli się też naukowcy skupieni w Radzie Naukowej Parku.
Rada Naukowa, a także Komisja Planu Ochrony (kolegialny organ decydujący o szczegółowych spo­sobach sporządzenia planu ochrony każdego parku narodowego) zaleciły - w warunkach zaistnienia dra­
stycznie sprzecznych ze sobą zaleceń - sporządzenie tzw. syntezy planu ochrony. Tak też się stało. Powstało opracowanie, które po przeanalizowaniu wszystkich aspektów ochrony DPN ustaliło kompromisowe me­tody chronienia Parku. Chociaż pozostały w nim pla­ny bardzo silnych cięć przebudowy w drzewostanach Parku, przynajmniej część pomysłów wycięcia bu­kowych starodrzewi została wyeliminowana.

Kompromis ten został przedyskutowany i zaakcep­towany przez Radę Naukową i Komisję Planu, pro­tokolarnie przyjęte przez Dyrektora Parku oraz ­zgodnie z procedurą - protokolarnie przyjęte przez przedstawiciela Krajowego Zarządu Parków Naro­dowych. Przy okazji układ i treść planu dostosowa­no do zmienianej właśnie przez Sejm Ustawy o Ochronie Przyrody. Zgodnie z przepisami, tak spo­rządzony i ostatecznie uzgodniony plan powinien tra­fić do Ministra Środowiska w celu zatwierdzenia. Wydawałoby się, że sprawa Drawieńskiego Parku Narodowego zyska w ten sposób zakończenie, choć i tak do rzeczywistej ochrony wiele brakuje.

Wynika to z faktu, że sama synteza planu daleka jest od doskonałości jeśli chodzi o ochronę przyrody. Jej autorką jest Katarzyna Woźniak. Niestety, doku­ment ten to nic innego, jak godzenie wymogów ochro­ny przyrody (czemu przecież ma służyć każdy park narodowy!) z operatem leśnym. A więc jest to de facto odejście od wymagań ochroniarskich! Musi niepo­koić taka polityka, tym bardziej, że autorka Planu, w lakonicznej rozmowie telefonicznej, powiedziała nam, iż „istnieje jeszcze szansa, że wymogi ochrony przyrody zostaną pogodzone z leśnym operatem”. Trudno zrozumieć, co autorka Planu przez to rozu­mie, bo jeśli ma na myśli dalsze ustępstwa, to może w ogóle zrezygnować z planu ochrony, by przypad­kiem nie przeszkadzał w eksploatacji lasów? A może i park narodowy nie jest nam w ogóle potrzebny? I po co wydawano 2,8 ml zł na opracowanie interdy­scyplinarnego planu, jeżeli decydować mają tylko po­trzeby użytkowania drzewostanów?
 
Zarząd Parków Narodowych szuka pieniędzy w... wycince starodrzewi?
 
Nawet jednak ta kompromisowa i minimalistycz­na wizja ochrony przyrody okazała się zbyt radykal­na. Nieoczekiwanie bowiem Krajowy Zarząd Parków Narodowych, którego obowiązkiem było zaopinio­wanie planu i przesłanie go ministrowi, wstrzymał całą procedurę i zażądał od Drawieńskiego Parku Narodo­wego odrzucenia nawet tego, dalekiego od ideału, kom­promisu i dostosowania treści syntezy planu do zapisów operatu leśnego. Żądanie to oznacza, by zignorować wszystkie inne elementy przyrody Parku.

Powstaje pytanie jaki może być powód takiego sta­nowiska? Funkcjonując w warunkach napiętego bu­dżetu państwa Ministerstwo Środowiska i podległe mu komórki - jak Krajowy Zarząd Parków Narodo­wych, chcąc realizować rozdęte zadania inwestycyj­ne (w samym Drawieńskim Parku Narodowym ma powstać kosztem 14 mln zł luksusowa siedziba dy­rekcji parku) poszukują źródeł dodatkowych docho­dów. Wycinka bukowych i sosnowych starodrzewi jest bez wątpienia bardzo korzystna ekonomicznie. Żądane przez KZPN wycięcie z lasów Parku prawie 500 000 m3 drewna dostarczyłoby - w cenach dzi­siejszych - prawie 80 mln zł dochodu. Doprowadzi­łoby jednak równocześnie do zniszczenia wartości przyrody, dla ochrony których Park został utworzony. Wątek finansowy jest tu bardzo prawdopodobny. Dy­rektor Drawieńskiego Parku Narodowego Tadeusz Ko­hut w rozmowie telefonicznej z nami mówi wprost, że brakuje pieniędzy. Twierdzi, że „można przebudowy­wać drzewostany parku w drugiej klasie, w fazie młod­nika, ale kto za to zapłaci? To sporo kosztuje”. A może by tak poszukać oszczędności w rezygnacji z luksuso­wych inwestycji? Być może łatwiej zasilić kasę par­kową dochodami ze sprzedaży drewna; pytanie tylko, co to ma wspólnego z ochroną przyrody?
 
Sami na siebie zarobimy
 
Uważam, że najważniejszym wyzwaniem Krajowe­go Zarządu Parków Narodowych jest znalezienie ta­kiej formuły finansowania, żeby nasz wewnętrzny budżet mógł się zamykać. Jak to osiągnąć? (..) Może zaczniemy zarabiać na siebie w inny sposób - powie­dział dyrektor KZPN, Grzegorz Bielecki w wywiadzie dla „Ech Leśnych” (nr 2 -luty 2001). Działania Za­rządu w stosunku do Drawieńskiego Parku Narodo­wego to chyba początek realizacji tej, rażąco sprzecznej z Ustawą o Ochronie Przyrody, polityki.

W polskich Lasach Państwowych dawno już mi­nęły czasy, gdy plan pozyskania drewna dostosowy­wano doImage „poleceń z góry”. Przypadek Drawieńskiego Parku Narodowego wskazywałby, że sytuacja ta trwa jednak nadal w polskich parkach narodowych. 30 kwietnia w „Rzeczpospolitej” ukazał się wstrzą­sający artykuł „Lasy pielęgnowane siekierą”, będą­cy podsumowaniem działań przeprowadzonych w parkach narodowych przez Najwyższą Izbę Kon­troli. Napisano w nim: Coraz więcej zdrowych drzew w parkach narodowych idzie pod topór. Inspektorzy NIK podejrzewają, że dyrektorzy parków dochoda­mi ze sprzedaży drewna chcą załatać dziury w bu­dżetach. Ci jednak zapewniają, że «przebudowują drzewostan». Jednak w parkach narodowych w cią­gu ostatnich trzech lat aż dwukrotnie zwiększyła się ilość drzew, które wycięto w ramach tzw. cięć ręb­nych. Chodzi o drzewa zdrowe, których nie zaatako­wały szkodniki lub grzyb. Drzewa chore podlegają cięciom sanitarnym. Parki są chronicznie niedoin­westowane - mówi pracownik NIK. - A metoda za­rabiania jest prosta: wystarczy sprzedać drewno. NIK ustaliła, że zdrowe drzewa wycinano w ośmiu par­kach: Bieszczadzkim, Drawieńskim, Gór Stołowych, Magurskim, Ojcowskim, Świętokrzyskim, Wielkopol­skim i Wolińskim [podkr. red. DŻ]. Dyrektorzy kilku parków (Ojcowskiego, Magurskiego i Pienińskiego) oraz Janusz Radziejowski, główny konserwator przy­rody, wiceminister środowiska, wyjaśniali: Cięcia rębne w parkach narodowych mają na celu głównie przebudowę drzewostanów, czyli zmianę składu ga­tunkowego lasów/.../Nie przekraczamy tysiąca me­trów sześciennych drewna rocznie. Są to głównie cięcia sanitarne. wycinamy 50-letnie sosny, gdyż za­stępujemy je gatunkami docelowymi: jodłą i bukiem. Janusz Radziejowski powiedział „Rzeczpospolitej”: Stanowczo zaprzeczam, by o wielkości cięć decydo­wały względy finansowe. Dochody ze sprzedaży drewna stanowią niewielką wartość w budżetach par­ków narodowych. W przypadku zysku z tego proce­deru dyrektor parku musiałby odprowadzać jego połowę do budżetu państwa. Jak więc wyjaśnić fakt, że w budżecie Drawieńskiego Parku Narodowego wpływy ze sprzedaży wyrąbywanego w lasach par­ku drewna to ponad 90% dochodów jego gospodar­stwa pomocniczego? Jak na razie wynoszą one ponad 3 mln zł rocznie (dane z 1999 r., na podstawie opu­blikowanej przez Krajowy Zarząd Parków Narodo­wych analizy działalności parków narodowych w Polsce), a więc dwukrotnie więcej, niż wydatki bu­dżetowe parku - a planuje się ich podwojenie. „Pod­stawowym źródłem dochodów w Gospodarstwach Pomocniczych są dochody ze sprzedaży drewna” ­głosi zresztą raport Najwyższej Izby Kontroli. Jak też wyjaśnić plany „przebudowywania” naturalnych starodrzewi? Jak wyjaśnić plany eksploatacji rębnej 120- i l60-letnich buczyn?

Puszcza Drawska jest ważną w Polsce ostoją orła bielika, rybołowa, puchacza. W dziuplach starodrze­wi gnieżdżą się tracze nurogęsi i gągoły. W starych, bukowych lasach żyje bogactwo nie spotykanych w innych biotopach ptaków i owadów. Byt ich wszystkich zależy od zachowania rozległych, starych lasów. Temu miało służyć między innymi utworzenie Drawieńskie­go Parku Narodowego. Dziś cała, związana z lasami różnorodność przyrody Parku jest zagrożona przez żądania Krajowego Zarządu Parków Narodowych.
­
Polowania w Drawieńskim Parku Narodowym
 
Można by oczekiwać, że parki narodowe to „świętość przyrodnicza” i miejsce, gdzie wszyst­kie rośliny iImage zwierzęta mogą być chronione. Tym­czasem półtora tysiąca dzikich zwierząt zastrzelono w Drawieńskim Parku Narodowym od chwili jego powstania dziesięć lat temu. Zdaniem specjalistów od biologii łowieckiej, leśników, planistów, a na­wet Najwyższej Izby Kontroli, nie było to w żaden sposób uzasadnione potrzebami ochrony ekosys­temów Parku. Na polowania do Drawieńskiego Parku Narodowego przyjeżdżali i przyjeżdżają po­noć prominentni urzędnicy Krajowego Zarządu Parków Narodowych, Ministerstwa Środowiska oraz lokalni notable, np. dyrektor jednego z go­rzowskich banków. Dlatego, mimo że w specjali­stycznych opracowaniach wykazano niecelowość kontynuowania odstrzałów na terenie Parku, po­lowania trwają - mówią nasi informatorzy.

Powszechnie uważa się, że park narodowy to sank­tuarium przyrody. Zgodnie z obowiązującą, zatwier­dzoną zarządzeniem ministra ochrony środowiska instrukcją precyzującą szczegółowe zasady gospoda­rowania w parkach Wszystkie zwierzęta w obrębie parków narodowych i rezerwatów, niezależnie od tego czy ścisłych czy częściowych, z litery prawa pod­legają ochronie całkowitej. Tymczasem Drawieński Park Narodowy od dziesięciu lat, tzn. od chwili swe­go powstania, funkcjonuje nie jak rezerwat przyro­dy, a raczej jak wydzielony z normalnych obwodów łowieckich „rezerwat myśliwski” dla prominentnych urzędników. Na terenie parku trwają polowania na wszystkie gatunki zwierząt - jelenie, sarny, dziki, lisy, a sporadycznie nawet na słonki i borsuki - nie uza­sadnione żadnymi potrzebami ochrony przyrody.

670 jeleni, 400 saren i 400 dzików (razem około 1,5 tysiąca zwierząt) zostało - jak wynika z podsu­mowania danych publikowanych corocznie przez Krajowy Zarząd Parków Narodowych - zabitych w Parku od chwili jego powstania pod pozorem tzw. „redukcji populacji zwierzyny”. Zdaniem specjali­stów analizujących zagadnienie (operat ochrony fau­ny w planie ochrony DPN) nie było to uzasadnione żadnymi argumentami przyrodniczymi. Liczebność jelenia w całej Puszczy Drawskiej wciąż spada. Li­czebność sarny na terenie Drawieńskiego Parku Na­rodowego utrzymuje się na poziomie najniższych zagęszczeń notowanych w polskich lasach. Dzików w Drawieńskim Parku Narodowym jest - jak wyni­ka ze szczegółowych badań - trzykrotnie mniej, niż twierdzi dyrektor parku.
 
Szkody, których nie ma
 
Rzekoma konieczność polowań (zwanych tu „re­dukcją zwierzyny”) uzasadniana jest powodowany­mi przez zwierzęta szkodami w lesie i w uprawach rolnych. Dyrektor Kohut w rozmowie telefonicznej twierdzi, że koszta tych szkód są ogromne i stale ro­sną (nie podaje jednak konkretnej kwoty nawet w przybliżeniu, oraz tempa tego wzrostu). Wyrządza­ją je ponoć nie tylko zwierzęta z terenów samego par­ku, ale i z dalszych okolic, które - jak na złość przybywają wyrządzać szkody właśnie tutaj. Tym­czasem Park jednocześnie w innych swoich sprawoz­daniach wykazuje zerowe szkody od zwierzyny w ekosystemach leśnych. W Parku nie ma upraw rol­nych, w których dziki mogłyby powodować szkody.
Krążą natomiast wśród okolicznych mieszkańców, z którymi odbyliśmy szereg rozmów, plotki, że Park wypłaca odszkodowania zaprzyjaźnionym rolnikom, za szkody spowodowane przez zwierzynę... poza gra­nicami DPN.
 
Ile jest zwierząt w Parku?
 
Według wszelkich kanonów sztuki gospodarowa­nia populacjami zwierzyny, ewentualna jej redukcja powinna być oparta przede wszystkim na rzetelnym rozpoznaniu prawdziwej liczebności. Tymczasem li­czenie zwierząt jedyną wiarygodną metodą – pędzeń próbnych - przeprowadzono w DPN tylko raz, w 1998 r. Jego wyniki wykazały, że np. liczebność populacji dzików jest na terenie Parku trzykrotnie niższa niż Park wykazywał w oficjalnych sprawozdaniach. Mimo uzyskania tych wyników podstawę planowa­nia odstrzałów stanowią wciąż „oficjalne” wyniki ze sprawozdań, a nie wiarygodne wyniki pędzeń.
Nietrafne planowanie oraz dowolność w ustalaniu „odstrzałów redukcyjnych” - tak „gospodarkę łowiec­ką” w DPN określiła Najwyższa Izba Kontroli.
 
Pojedziemy na łów...
 
Miejscowi twierdzą, że Drawieński Park Naro­dowy jest ulubionym terenem polowań kilku pro­minentnych urzędników Ministerstwa Środowiska i Krajowego Zarządu Parków Narodowych. Podob­no ulubiona rozrywka niektórych pracowników par­ku to polowania zbiorowe z nagonką, a szczególnie „polowanie wigilijne”, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Natomiast ulubiony okres łowiecki przy­jezdnych, to przede wszystkim czas wrześniowego rykowiska jeleni, kiedy to polowania w Parku są naj­intensywniejsze. Tymczasem, wg kanonów sztuki go­spodarowania populacjami zwierzyny: Z programu ewentualnej redukcji pogłowia jeleniowatych w par­kach narodowych i ich otulinach konieczne jest wy­
łączenie okresów rui i rykowisk, z uwagi na ochronę mechanizmów doboru płciowego i naturalnie ukształ­towanych zachowań behawioralnych zwierząt (z: „Wnioski i rekomendacje z konferencji «Ochrona i sterowanie populacjami ssaków kopytnych i dużych drapieżników w parkach narodowych i ich otoczeniu», 1996 r.”). Tzw. „gospodarka łowiecka” w Drawień­skim Parku Narodowym została zakwestionowana na­wet przez Najwyższą Izbę Kontroli, w trakcie nadzwyczajnej kontroli polskich parków narodowych.
 
Tylko zabijając uchronimy przyrodę?
 
Dyrektor parku w rozmowie telefonicznej twier­dzi, że na interesującym nas obszarze „mamy do czy­nienia z przegęszczeniem populacji dzików”. Przyrodnicy mówią co innego. Dzik jest gatunkiem silnie migrującym. Nie jest możliwe przegęszczenie lokalnej populacji tego gatunku, bo młode osobniki, zgodnie z biologią gatunku, będą z niej migrować na dalekie dystanse. Nie ma możliwości doprowadze­nia do przegęszczenia populacji dzika, dopóki mają one dokąd emigrować, a na obszarze całej otuliny Par­ku dzik jest gatunkiem „pożądanym” przez leśników ze względu na jego pożyteczność dla lasu. Ponieważ jednak „przegęszczenie” - mimo iż niemożliwe - po­noć występuje, prowadzi się w parku polowania na te zwierzęta. Odstrzałów dzików w Drawieńskim Parku Narodowym nie wstrzymano nawet wtedy, gdy w sąsiedniej pilskiej Regionalnej Dyrekcji La­sów Państwowych, ze względu na masowy rozwój szkodliwych owadów (których poczwarki zjada dzik), obowiązywało - dla dobra lasu - moratorium na odstrzały tego gatunku.
 
Zdaniem Pana Dyrektora
 
Pytany o negatywne opinie dotyczące sytuacji w parku, dyrektor DPN Tadeusz Kohut w rozmowie telefonicznej z nami skomentował krytykę poczy­nań własnych i swoich podwładnych przeprowadzo­ną przez Lubuski Klub Przyrodników. Otóż, zdaniem pana dyrektora, „najgorzej, gdy niefachowcy wypo­wiadają się o sprawach, na których się nie znają”. Jest to niestety typowy argument w podobnych roz­mowach i pojawia się on zawsze, gdy ktoś spoza wąskiej kasty poddaje w wątpliwość sens pewnych poczynań wobec przyrody. Na naszą nieśmiałą su­gestię, że - jak sama nazwa wskazuje - przywołany przez p. Kohuta LKP ma w swoich szeregach fa­chowców znających się na problematyce ochrony przyrody, dyrektor DPN odpowiada pytaniem „ilu leśników jest w LKP?”. Ponieważ jesteśmy docie­kliwi, postanowiliśmy to sprawdzić. Okazuje się, że w LKP działa aktywnie około 30 leśników, w tym czterech doktorów nauk leśnych. O ich wiedzy i do­konaniach najlepiej zaświadcza fakt współpracy LKP z Lasami Państwowymi przy realizacji dwóch dużych projektów w lasach RDLP Szczecin i Zie­lona Góra, a także wygrywane przez klubową Pra­cownię Ochrony Przyrody przetargi na prace urządzeniowo-leśne - opracowywanie programów ochrony przyrody nadleśnictw. Stwierdzenia o „nie­fachowości” LKP brzmią już nie tyle śmiesznie, co wręcz groteskowo, gdy uświadomimy sobie, iż jego prezes dr Andrzej Jermaczek jest członkiem Ko­mitetu Ochrony Przyrody PAN oraz Państwowej Rady Ochrony Przyrody.

W przeciwieństwie do laików z LKP, na przy­rodzie zna się pan dyrektor. Świadczą o tym choć­by jego wypowiedzi z rozmowy telefonicznej (i nie tylko - z naszych rozmów przeprowadzo­nych na terenie DPN wynika, że podobne argu­menty pojawiają się w jego wypowiedziach stale), jak choćby ta, że „bukowy las pozostawiony sam sobie zginie”. Tymczasem nauki leśne nie znają przypadku, by tak się stało i w którym efektem braku ingerencji człowieka byłoby zniszczenie lasu. Nigdy nie stało się tak, że pozbawiony ludz­kiego oddziaływania las bukowy przekształciłby się w las innego typu. Istnieją natomiast dziesiątki dowodów, że poddane ścisłej ochronie buczyny zy­skują na wartości przyrodniczej, przede wszystkim na różnorodności gatunkowej roślin runa, epifitów, owadów itp.

Inna teoria przedstawiona nam we wspomnianej rozmowie głosiła, że starodrzewy bukowe i sosno­we, osiągające 120-140 lat na terenie Parku, lada moment wejdą w stan rozpadu. Zdaniem dyrekto­ra, „pojawi się silny wiatr, wyłamie kilka hektarów drzew i ta powierzchnia się zachwaści” - toż to prawdziwy horror! Na własne oczy widzieliśmy, że położony na terenie DPN, w uroczysku Radęcin, ok. 330-letni drzewostan bukowy trzyma się - choć wedle teorii dyrektora zakrawa to na cud! - cał­kiem dobrze i daleki jest od rozpadu, a - przynaj­mniej według „parkowych” publikacji - jest to drzewostan o największej zasobności spośród wszystkich występujących na terenie Parku. Trud­no w tym przypadku powiedzieć, czy mamy do czynienia ze zwykłą ignorancją, czy też raczej z wyrachowaniem: drzewa w tym wieku, który zdaniem dyrektora Kohuta jest granicą ich rozpa­du, są najcenniejsze pod względem gospodarczym. Dalsze ich „utrzymywanie” jest marnotrawstwem z finansowego punktu widzenia. Inaczej niż z ta­kiego, które ma na uwadze tylko i wyłącznie do­bro przyrody.
 
Zdaniem Krajowego Zarządu Parków
 
Krajowy Zarząd Parków Narodowych, na prze­słaną na początku kwietnia br. prośbę o udostęp­nienie Pracowni na rzecz Wszystkich Istot informacji na temat planów ochrony i rocznych zadań ochronnych Drawieńskiego Parku Naro­dowego, oraz ustosunkowanie się do opinii o za­grożeniach przyrody na jego terenie, raczył odpowiedzieć lakonicznym pismem z dnia 19 kwietnia br., podpisanym przez dyrektora Grzegorza Bieleckiego, w którym czytamy, iż „/…/ nie ma możliwości przesyłania do uzgodnień do organizacji społecznych każdego projektu aktu prawnego”. Jak się takie stwierdzenia mają do deklarowanej przez resort zasady „uspołecz­nienia planów ochrony” - trudno powiedzieć. Jest to natomiast ewidentny przykład administracyjnej arogancji, a także - być może - chęci ukrycia przed opinią publiczną niewygodnych dla KZPN faktów.

Przygotowując ten artykuł, chcieliśmy ponow­nie zasięgnąć opinii KZPN. Dyrektor, Grzegorz Bielecki, okazał się nieuchwytny, a wicedyrektor Bobrzyk po usłyszeniu prośby o rozmowę na te­mat DPN poprosił o ponowny telefon za pół godzi­ny, które wykorzystał, by pilnie wyjechać...
Miejmy jednak nadzieję, że takie praktyki dyr. Bieleckiego wkrótce się skończą, bowiem tuż przed zamknięciem tego numeru „Dzikiego Życia” Pracownia na rzecz Wszystkich Istot otrzymała ko­pię pisma (z dnia 07.05.2001 r.), w którym Mini­sterstwo Środowiska, w reakcji na liczne pisma dotyczące DPN przesyłane przez nasze stowarzy­szenie, zwraca się do dyr. Bieleckiego z prośbą o przygotowanie odpowiedzi na zgłaszane przez nas wątpliwości. Nie poskutkowały prośby „z dołu”, może poskutkują „z góry”?
 
Ludzie chcą starodrzewi, zwierząt i dzikiej przyrody
 
Jak na „zapomniany przez opinię publiczną” park na końcu Polski, Drawieński Park Narodowy cie­szy się wyjątkowym powodzeniem wśród użytkow­ników Internetu. Przynajmniej na kilku prywatnych stronach miłośnicy tego regionu dają wyraz swoje­mu niezadowoleniu z planów parku. Idea powoła­nia Parku była piękna, choć jednocześnie powinna być kosztowna dla Państwa. Co prawda, po latach wyrwano od Nadleśnictwa Bierzwnik część terenów na cele Parku, ale, w opinii miejscowych miesz­kańców, polityka ludzi współcześnie zarządzających Parkiem nie do końca jest polityką przyjazną dla Parku. Ludzi wkurza dwuznaczność: ochrony i jed­nocześnie, działań samego parku. To tak, jakby bez pieniędzy nie wolno było zabijać zwierzyny, deptać mchu, łowić ryb, a za pieniądze wolno. Sam wi­działem kawalkadę potężnych samochodów tereno­wych w Parku - w miejscu, gdzie absolutnie nie powinno ich być - a potem ostre strzelanie - napi­sał jeden z nich. Szczególnie często zabierają głos wędkarze.

Również mieszkańcy okolicznych miejscowo­ści mają krytyczne zdanie o polityce Parku. Kie­dyś w jeziorach były ryby, a w lesie zwierzyna. Od kiedy nastał park, wszędzie jest pusto. Na­wet jesienią jelenie już w parku nie ryczą. Kto do nas przyjedzie oglądać puste lasy? - usłysze­liśmy w Człopie, małym miasteczku na wschod­nim skraju parku.

Janusz Korbel, Remigiusz Okraska

Czerwiec 2001 (6/84 2001) Nakład wyczerpany