DZIKIE ŻYCIE

Karkonosze – czas na spokój

Remigiusz Okraska

Coś drgnęło w Karkonoszach. Jeszcze nie do końca wiadomo, co z tego wyniknie, ale po raz pierwszy od kilku lat przyrodnicy i ekolodzy mają choć trochę powodów do zadowolenia.

Być może uda się ostatecznie rozwiązać problem rozbudowy infrastruktury narciarskiej w Szklarskiej Porębie, na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego – obszarze włączonym także do sieci Natura 2000 i stanowiącym na mocy decyzji UNESCO Rezerwat Biosfery. Niedawno zawarto porozumienie, które daje szansę na „ucywilizowanie” narciarstwa w tym regionie i odstąpienie od najbardziej szkodliwych koncepcji. Niestety – jak to w przypadku kompromisów bywa – nie obejdzie się także bez pewnych strat.


Infrastruktura narciarska w Karkonoszach. Fot. Dariusz Matusiak
Infrastruktura narciarska w Karkonoszach. Fot. Dariusz Matusiak

Koniec awantur?

Dnia 26 października br. w Szklarskiej Porębie miało miejsce spotkanie poświęcone konfliktom wokół planów zagospodarowania okolicznych partii Karkonoszy. Spotkanie było kolejną odsłoną sporu o to, jak ma wyglądać infrastruktura narciarska w rejonie – dotychczas konflikt przyniósł m.in. totalną niechęć władz lokalnych do dyrekcji Karkonoskiego PN, popierane przez samorządowców i część mieszkańców pomysły wyłączenia tych okolic z granic parku narodowego, demonstracje i zbieranie podpisów pod petycjami...

Problem wziął się stąd, że władze parku przy wsparciu ekologów i przyrodników oraz – co zdarza się w Polsce rzadko – ministerstwa środowiska blokowały rozbudowę infrastruktury narciarskiej. Stało się to przyczyną oskarżeń o „produkowanie” bezrobocia w regionie, zubażanie miejscowej ludności, przeszkadzanie w rozwoju miasta i okolic. Wielokrotnie relacjonowaliśmy ten konflikt i jego kolejne odsłony. Teraz być może atmosfera się uspokoi, bo lobby inwestorskie i jego zwolennicy otrzymali część tego, co postulowali już od dawna, w zamian rezygnując z najbardziej szkodliwych pomysłów. Pytanie tylko, czy po otrzymaniu palca nie zaczną się za kilka lat domagać całej ręki – apetyt wszak rośnie w miarę jedzenia...

Spotkanie na (karkonoskim) szczycie

We wspomnianym spotkaniu wzięli udział przedstawiciele lokalnych władz, szefostwo spółki „Sudety Lift” (zainteresowanej nowymi inwestycjami narciarskimi w regionie), dyrekcja Karkonoskiego PN oraz główny konserwator przyrody, wiceminister środowiska prof. Zbigniew Witkowski. Po dyskusji i rozpatrzeniu propozycji, podpisano porozumienie. Jego zapisy dotyczą najbardziej spornych spraw, leżących u podłoża dotychczasowego konfliktu. I tak oto: lobby samorządowo-narciarskie zgodziło się na rezygnację z zamiarów budowy wyciągów i tras narciarskich w rejonie Kotła Szrenickiego i Łabskiego Szczytu, które to pomysły zostały niestety przed laty zapisane w decyzji ówczesnego resortu ochrony środowiska i w umowie między parkiem narodowym a spółką „Sudety Lift”. Dzięki odstąpieniu od tych zamiarów oddalone zostało zagrożenie zniszczenia najcenniejszych części lokalnego ekosystemu.

Jednak coś za coś – strona przyrodnicza zrezygnowała natomiast z kilku obostrzeń dotyczących planów inwestycyjnych i warunków użytkowania już istniejących urządzeń narciarskich. Ma powstać kolejka krzesełkowa, prowadząca od dolnej stacji kolei linowej na Szrenicę do Świątecznego Kamienia – urządzenie ma funkcjonować wyłącznie w zimie. Górna stacja tej kolejki zostanie skomunikowana z instalacjami narciarskimi na Hali Szrenickiej. Oprócz tego poszerzeniu ulec mają dotychczasowe trasy narciarskie, aby spełniały obowiązujące normy, powstanie również połączenie między nartostradami Śnieżynka i Puchatek. Przewidziano także zainstalowanie urządzeń do sztucznego dośnieżania na Hali Szrenickiej i ew. na kilku fragmentach nartostrad.

Zagrożenie oddalone

Co to wszystko oznacza? Dr Jacek Potocki z Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, specjalista w dziedzinie zagospodarowania turystycznego i autor wielu proprzyrodniczych postulatów dotyczących interesującego nas terenu, mówi o podpisanym porozumieniu tak: „Zyskiem dla ochrony przyrody – najkrócej rzecz ujmując – jest to, że inwestor zgodził się wycofać z inwestycji narciarskich w rejonie Kotła Szrenickiego i Łabskiego Szczytu. Realizowanie tych zamierzeń znacznie zwiększyłoby obszar narażony na oddziaływanie masowego narciarstwa i sprowadziłoby zagrożenie na bardzo cenne przyrodniczo zbiorowiska w Kotle Szrenickim. Natomiast zapisane w protokole inwestycje zamkną się w obrębie już istniejącego i od wielu lat użytkowanego narciarsko kompleksu”. Jednym słowem – lepiej skanalizować inwestycje i ruch narciarzy i turystów w rejonie już niestety mocno przekształconym i mniej wartościowym, niż dopuścić do ekspansji „rozwoju” na tereny cenne i zachowane w dobrej kondycji.

Jak dodaje dr Potocki, mniej widoczna, ale równie ważna korzyść zawartego porozumienia, to zablokowanie bardziej długofalowych planów dewastacji cennych terenów. Rezygnacja z planów inwestycyjnych na Hali pod Łabskim Szczytem (m.in. wyciągi i trasy na stokach Łabskiego Szczytu) zamyka drogę innej, planowanej od dawna inwestycji, czyli budowie kolei linowej prowadzącej w to miejsce ze Szklarskiej Poręby Średniej. Taka inwestycja – dodaje Potocki – oznaczałaby, że w sezonie letnim masy turystów docierałyby bez wysiłku w okolice Śnieżnych Kotłów, najcenniejszego przyrodniczo fragmentu Karkonoszy.


Karkonosze. Fot. Paweł Klimek
Karkonosze. Fot. Paweł Klimek

Mniejsze zło

Część ustaleń zawartych we wspomnianym porozumieniu była postulowana już od dawna. Wycofania zapisów dotyczących inwestycji w rejonie Łabskiego Szczytu domagali się od 7 lat autorzy części opracowań zawartych w planie ochrony Karkonoskiego PN. Z kolei zastąpienie planów tych inwestycji przez nowe wyciągi i trasy narciarskie w rejonie Szrenicy postulowali już ponad 3 lata temu naukowcy (m.in. wspomniany dr Potocki), wskazując także znacznie mniej cenny przyrodniczo rejon góry Przedział (położony już poza KPN) jako miejsce do ewentualnej dalszej ekspansji infrastruktury narciarskiej. Wówczas pomysł ten został jednak zablokowany przez austriackich udziałowców spółki „Sudety Lift”. Ryszard Mochola, dyrektor Karkonoskiego PN, dziwi się w wypowiedzi dla „Słowa Polskiego – Gazety Wrocławskiej”, mówiąc: „/.../ zastanawiam się, dlaczego nie mogło dojść do ugody już w 2001 roku, kiedy powstał pomysł bardzo podobnego rozwiązania do przyjętego obecnie”.

Niewątpliwie nowe inwestycje w rejonie Szrenicy są mniejszym złem niż potencjalna ekspansja infrastruktury i narciarzy w okolicach Łabskiego Szczytu. Nie zmienia to jednak faktu, że trudno cieszyć się z tego, co będzie się działo: budowy nowych wyciągów (planowana kolej krzesełkowa może mieć przepustowość nawet 2 tys. osób na godzinę), poszerzania nartostrad, a zwłaszcza kontrowersyjnego z ekologicznego punktu widzenia instalowania urządzeń naśnieżających powyżej górnej granicy lasu. Problemem jest nie tylko ich bezpośrednie oddziaływanie, lecz także sama wizja rozwoju regionu.

Monokultura narciarska i... umysłowa

Może się bowiem okazać za kilka lat, że związane z narciarstwem pomysły na rozwój Szklarskiej Poręby okazały się niewypałem – i znając szerokość horyzontów lokalnych władz, zażądają one zgody na kolejne wyciągi, być może w rejonie... Łabskiego Szczytu. Zapewne nie osiągną tego od razu, ale sam pomysł i determinacja wystarczą do ponownych ataków na park narodowy.

Spotkanie miejscowych włodarzy i szefów „Sudety Lift” z głównym konserwatorem przyrody nie było przypadkowe. Stanowiło efekt nacisków lobby inwestycyjnego na Karkonoski PN i ministerstwo środowiska. Po prostu lokalne władze (rada miasta) odrzuciły projekt planu ochrony parku, paraliżując w ten sposób jego funkcjonowanie. Jak pisze lokalna gazeta „Dwutygodnik Szklarskoporębski”, zajmująca się regularnie niewybrednymi atakami na park narodowy, „Plan ochrony parku w końcu został odrzucony. Jest to najważniejszy dokument dla Parku Narodowego, który kształtuje całą jego egzystencję. Bez niego dyrektor nie może nic robić. Skuteczne zablokowanie tego dokumentu było jednym z czynników, który spowodował, że do Szklarskiej Poręby przyjechał minister i podpisano porozumienie”. Pytanie tylko, czy w przyszłości władze lokalne nie będą sięgały ponownie po broń subtelnego szantażu, przy pomocy którego zechcą wymusić dalszy „rozwój”.

Coraz szybciej – ku przepaści

Piszę słowo „rozwój” w cudzysłowie, gdyż wizje i plany lokalnych włodarzy cechuje niestety straszliwa monotonia i krótkowzroczność. Nie wiedzieć czemu – choć różne rzeczy można podejrzewać – tak bardzo chcą oni stawiać właśnie na rozwój narciarstwa, chociaż to nie narciarze stanowią najbardziej liczną grupę osób odwiedzających Karkonosze i umożliwiających zarobek (miejsca noclegowe, zakupy, usługi itp.). Wedle różnych szacunków, narciarze to ok. 25-40% ogółu gości, a w dodatku czynią to wyłącznie w 4 miesiącach, gdy akurat warunki narciarskie są dobre. Cała reszta to turyści odwiedzający region wiosną, latem i jesienią, często miłośnicy pieszych wędrówek, przyciągani tu pięknem krajobrazu i walorami rekreacyjnymi. Powstaje pytanie, czy tacy ludzie będą wciąż chcieli przyjeżdżać w góry coraz bardziej zeszpecone wyciągami i innymi ponarciarskimi „atrakcjami” w rodzaju lin, nartostrad, zboczy dotkniętych erozją, budynków stacji narciarskich itp.

A jeśli oni przestaną przyjeżdżać, to dochody miejscowej ludności spadną, mimo całego tego szumnego „rozwoju”. Kto wie, czy wtedy ponownie, w ramach odwracania uwagi od faktycznych przyczyn porażki takich planów, nie rozpocznie się nagonka na złych ekologów i park narodowy, podsycana przez cynicznych demagogów, którzy wskażą kolejne „cudowne” rozwiązanie: nowe wyciągi i nartostrady. Czy chciwa ręka inwestorów nie wyciągnie się za jakiś czas w kierunku Łabskiego Szczytu, żeby już w całej tej partii gór stworzyć narciarskie eldorado?

Remigiusz Okraska